Cisza i Ogień. Prolog.


Tytuł: „Cisza i Ogień”
Autor: Megami


Paring: Harry Potter/Draco Malfoy (Drarry)

Wydarzenia: Głównie VI tom.
Kanoniczność: Raz jest raz, jej nie ma 

Ostrzeżenia: Sceny erotyczne, Yaoi! Nie wykluczony wulgaryzm i przemoc.





Prolog
„I byle by móc już nie być
Bez bólu, uczucia, nadziei.
I byle by móc już nie być
Lub być martwotą skały.”
Lipali – „Popioły”
Draco Malfoy nie używał słowa „przepraszam”, jak i większości grzecznościowych zwrotów. Nie zabiegał także o uwagę ludzi, to ludzie zabiegali o niego. Znany był ze swojego protekcjonalnego stylu bycia i skłonności do megalomani. Nie można przeoczyć jednej zasadniczej kwestii - nie znosił szlam.
Wiele można było powiedzieć o Draconie Malfoyu, ale jedno można było stwierdzić na pewno. Nie należał on do miłych chłopców, pełnych chęci i zapału do pomagania innym i zbawiania świata. Dlatego ktoś pokroju Harry’ego Pottera drażnił go nade wszystko. Złoty Chłopiec, Wybraniec, najmłodszy szukający w dziejach quiddycha i wiele innych epitetów, jakimi zwykli nazywać Pottera, a które przyprawiały go o mdłości. Draco nie rozumiał jego spoufalania się ze szlamom, ani bzdurnej przyjaźni z Weasleyami. Wszyscy, którymi się otaczał byli nikim w porównaniu z nim, dzieckiem z dumnego rodu Malfoyów. Nie potrafił pojąć, dlaczego w dniu, kiedy zaoferował mu swoją przyjaźń, a może raczej dołączenie do hordy jego pachołków, ten odmówił. Ze swoją manią posiadania, po raz pierwszy czegoś nie dostał i chyba właśnie, dlatego tak bardzo nie lubił Pottera. Chociaż tak naprawdę nigdy się nie zastanawiał czy go lubi, czy nie albo czy nienawiść to dobre słowo dla jego stosunków z Chłopcem – Który - Przeżył. Prowadzenie czegoś na kształt wojny wydawało się po prostu właściwe. Ojciec podburzał w nim to dziwne pragnienie zmierzenia się z Potterem we wszystkim, co robił. Sam sobie musiał teraz przyznać, że było to, co najmniej głupie i infantylne, ale na tamten czas stało się po prostu normą. Postarał się, aby dostać się do ślizgońskiej drużyny quiddych, nie unikając przy tym użycia wpływów ojca. Z zadowoleniem oglądał furie na twarzy Pottera, kiedy mu to zakomunikował. Jednak nie ważne, co robił Potter zawsze był przed nim. Bardziej lubiany, Draco wzbudzał raczej obawy i strach przed nazwiskiem, bardziej rozpoznawany. Czasami zastanawiał się, czy był w świecie czarodziejów ktoś, kto chociaż raz nie słyszał słynnego nazwiska – Harry Potter. Szczerze wątpił. Ze swoją gryfońską odwagą podejmował się rzeczy, które na samą myśl budziły lęk, ale on zbawiał świata nie rzadko przy tym odwiedzając skrzydło szpitalne. Przez pięć lat szczerze nim gardził, wyzywał na pojedynki, przegrywał, wygrywał i tak nieustannie, aż w końcu ich sprzeczki weszły im i wszystkim w Hogwarcie, w krew. Ludzie widząc ich blisko siebie, nawet w tak wielkim pomieszczeniu jak Wielka Sala, spoglądali to na jednego, to na drugiego wyczekując, kiedy któryś z nich wybuchnie. Draco swego czasu słyszał o zakładach prowadzonych przez bliźniaków Weasley, który z nich wygra więcej sprzeczek w ciągu dnia, miesiąca, roku. Zabawna rzecz, ale i niezwykle pożyteczna. Był w centrum uwagi, a to coś, co Malfoyowie uwielbiają.
W ostatnich dniach piątego roku Draco Malfoy dowiedział się, czym jest współczucie, co rzecz jasna przeraziło go na tyle, by powiedzieć coś, co nie powinno nigdy wyjść z jego, czy jakichkolwiek innych ust w obliczu owej sytuacji.
Kiedy Syriusz Black uciekł z Azkabanu, dowiedział się wówczas od ojca, że był on chrzestnym Pottera. Pamięta do dzisiaj, z jaką pogardą Lucjusz mówił mu o zdradzie Blacka. Sam nie wiedział, co wtedy powinien czuć. Właściwe wydawało mu się, podzielać uczucia ojca. Wyśmiewać Pottera za posiadanie zdegenerowanego chrzestnego, który wydał na śmierć swoich przyjaciół. Jednak wiedział, że to, co często wydawało mu się właściwe, wcale takie nie było.  Przekonał się o tym na własnej skórze w momencie, gdy Harry uderzając go złamał mu nos, za wygłaszanie właśnie takich, a nie innych teorii. Całe szczęście, że pani Pomfrey zna się na rzeczy, bo tylko dzięki niej nadal posiada swój idealny arystokratyczny nosek.
Nie nowością było, że znalazł w „Proroku” coś o Potterze. Od czasów Turnieju Trójmagicznego często widywał artykuły na jego temat. Mniejsze, większe, ale zawsze jakieś. I tym razem nie był zdziwiony, kiedy takowy zobaczył. „Wybraniec!”, „Syriusz Black nie żyje!”, „Czarny Pan powrócił!”. Nagłówki niemal krzyczały do chłopaka. Jednak nie tekst zrobił na nim największe wrażenie, a zdjęcie. Na tyle duże, że nie dało się go nie zauważyć, ale nie tylko, dlatego Draco zwrócił na nie uwagę. To zupełnie pusty wzrok Harryego sprawił, że nie potrafił oderwać oczu od gazety. Chłopak prowadzony przez Dumbledora poza samym posiadaniem twarzy Pottera, Potterem nie był. Nigdy nie widział tak zimnej, a jednocześnie ściągniętej bólem twarzy u Chłopca – Który -Przeżył. Nagle poczuł, że chce odszukać wśród uczniów Wybrańca, aby upewnić się, że Potter nie wyglądał tak od zawsze, ale wówczas dotarło do niego, że nie widział go przez ostatnie dwa dni.
„Syriusz Black nie żyje!”
Zrozumiał.
I wtedy poczuł, że chciałby powiedzieć Potterowi, że przykro mu z powodu jego straty. A była to tak szalona myśl, że rzucił gazetą po między jedzenie stojące na stole w Wielkiej Sali. Zostawił niedojedzone śniadanie i robiąc niemały hałas wyszedł z pomieszczenia. Jego współbiesiadnicy spojrzeli za nim w zupełnym osłupieniu. Pansy Parkinson, jak zawsze siedząca najbliżej Dracona, spojrzała na porzuconą przez niego gazetę. Nie musiała czytać artykułu, by wyciągnąć własne wnioski, co do powodu złości u Draco.
„Wybraniec!”
Jedynie ten fragment rzucił jej się w oczy.
- Potter znowu zbiera laury.- Skomentowała krótko, podsuwając „Proroka” reszcie ślizgonów, by i oni mogli spojrzeć na nagłówki.
- Coś mi się właśnie wydawało, że nadzwyczaj spokojnie było przez ostatnie dwa dni. – Rzucił Blaise Zabini, do tej pory leniwie rozsmarowując dżem po chlebie. Spojrzał jeszcze na stół Gryfonów, sprawdzając czy Wybraniec zjawił się na śniadaniu, lecz nie widząc burzy rozczochranych włosów, wrócił do swojego tostu. Od rozprawiania się z Potterem był Draco, jego nie interesowało to w żadnym stopniu.
***
Nocą w zamku temperatura powietrza spada, a kamienie są zimniejsze niż podczas dnia. Nie rozsądnie było wybierać się na nocne przechadzki po Hogwarcie, nie tyle ze względu na patrolującego korytarze Flicha, ale głównie z powodu chłodu i ciemności, jakie panują w zamku. Draco nie mógł zasnąć tej nocy, spacerował korytarzami już od dobrej godziny, jego oddech zmieniał się w parę, a stopy miał już wystarczająco zmarznięte, nawet po mimo butów, by skłoniło go to do powrotu do swojego dormitorium. Nie śpieszyło mu się jednak. Jutro uczniowie wrócą do domów, zaczną się wakacje i nawet przyłapanie przez woźnego nie miałoby swoich konsekwencji. Szepnął zaklęcie, by różdżka stworzyła więcej światła, co od razu spotkało się ze sprzeciwem postaci na obrazach. Draco posłał im swój krzywy uśmiech i nic sobie z tego nie robiąc nadal przechadzał się korytarzem. Sam nie wiedział, kiedy znalazł się poza zamkiem. Zanim się zorientował stał już na moście prowadzącym na błonia Hogwartu. Czerwcowe powietrze było dużo cieplejsze od tego w zamku, oparł się o niby okno w ścianie mostu i spojrzał na rozciągający się przed nim Zakazany Las. Mimowolnie zwykle, gdy znajdował się w jego pobliżu przypominał sobie „wycieczkę”, jaką zafundował mu Hagrid w ramach kary, nałożonej przez McGonagal, po tym jak przyłapał Pottera i jego towarzyszy u pół olbrzyma na pierwszym roku. Zadrżał na samą myśl, oglądanie nocą martwych jednorożców nie należało do jego ulubionych zajęć.
Z Zakazanego Lasu przeniósł wzrok na błonia, widział chatkę gajowego, o czym sugerowało światło pobłyskujące z daleka. Zamrugał gwałtownie, zdając sobie sprawę, że ów światło porusza się, brnąc w jego stronę. Rzucił okiem na zamek, nie tylko on nie spał tej nocy, widział w oknach błyskające światełka różdżek.
Zgasił swoją i wrócił do obserwowania poruszającego się po błoniach wędrowca. Był już na tyle blisko, by mógł stwierdzić, że to różdżka jest źródłem światła, jednak w ciemności nie zdołał zobaczyć nic więcej. Powinien pójść stąd jak najszybciej, w obawie przed przyłapaniem po ciszy nocnej, ale nie ruszył się z miejsca nawet o centymetr.
Pogrążony w myślach nawet nie zauważył, kiedy światło, stało się sylwetką, a potem konkretną osobą, szybko mijającą Draco bez słowa. Czując czyjąś obecność odwrócił się, lekko zaskoczony pojawieniem się ów osobnika na moście w tak szybkim tempie. Od razu rozpoznał czarne włosy natychmiastowo potrzebujące grzebienia i parę zielonych oczu za szkłami okrągłych okularów. Pożałował, że od razu stamtąd nie poszedł. Potter spojrzał na niego pustymi oczami, bez cienia emocji, usta miał zaciśnięte w cienką linie. Wyglądał jakby nie spał kilka dni i być może tak było, ale tego nie mógł wiedzieć. Spojrzenie „niepotterowych” oczu sprawiło, że Malfoy chciał jak najszybciej uciec od jego wzroku, gdyż gdzieś w środku czuł to dziwne uczucie współczucia i potrzebę wypowiedzenia tego.
Nie patrz na mnie tymi oczami! Krzyczał w duchu, mimo to na twarzy nadal utrzymywał chłodne opanowanie. Musiał coś zrobić, by zmienić ich wyraz, cokolwiek.
- Jak tam twój ojciec chrzestny Potter, podoba mu się po drugiej stronie? – Uśmiechnął się krzywo, spoglądając na chłopaka wyzywająco. Dopiero po minucie dotarło do niego, co tak właściwie powiedział. Potter chyba potrzebował dokładnie tyle samo czasu, aby otrzeźwieć. Zanim się zorientował przygwoździł go do ściany, przykładając różdżkę do gardła. Draco z uczuciem ulgi zobaczył rodzący się w oczach bruneta gniew.
- Mam cię dość, Malfoy! – Warknął Harry. W jego głowie nagle pojawił się obraz zajęć OPCM, kiedy profesor Moody prezentował im zaklęcie torturujące i zaczął się zastanawiać, czy potrafiłby rzucić, choć jedno z tych zaklęć. „Już nie jestem sobą”, „Jestem taki zły”. Przypomniał sobie nagle rozmowę z Syriuszem w domu Blacków i otrzeźwiał. Co on właściwie zamierzał zrobić? To tylko Malfoy. Uspokajał się w duchu, nadal przyciskając różdżkę do jego gardła. – Nie waż się tego nigdy powtarzać! – Sam zaskoczył się brzmieniem swojego głosu, jakby nie należał do niego i pochodził z części umysłu zupełnie obcej i pogrążonej w mroku.
Draco oglądał twarz Pottera z rosnącym przerażeniem. Chłopak nigdy nie potrafił trzymać emocji z dala od twarzy, więc mógł zobaczyć na niej wszystko. Czuł, że Potter myśli o czymś naprawdę okrutnym. Wystarczyło, że jego różdżka emanowała energią, która zaczęła go męczyć na tyle, że nie potrafił przypomnieć sobie jakiegokolwiek zaklęcia, byleby odepchnąć Pottera.
- P-przestań.– Jęknął, kładąc dłoń na ręce Harry’ego, próbując odciągnąć różdżkę od swojego gardła.
Potter drgnął, zamrugał kilka razy i spojrzał na niego intensywnie zielonymi oczami, jakby obudził się z jakiegoś dziwnego transu. Chyba zdając sobie sprawę, co tak właściwie robi, bo odsunął rękę z różdżką.
Draco uświadomił sobie, że wstrzymał oddech i nagle przypominając sobie o tym, odetchnął głęboko nocnym powietrzem. Twarz Pottera przestała być obojętna, zagościł na niej szok, który szybko przeistoczył się w coś, czego Draco nie potrafił zidentyfikować. Na wąskie wargi bruneta wpłynął szydzący uśmiech, a oczy zabłysły pragnieniem. To było coś nowego, i nim zdołam przyswoić ten nowy wygląd chłopaka, był brutalnie przyciskany do ściany i całowany przez Pottera. W pierwszym odruchu chciał się wyrwać, ale wszystkie siły nagle go opuściły. Poczuł dreszcz, kiedy dłoń Harry’ego zawędrowała pod jego koszulkę i spoczęła na linii kręgosłupa, a język rozchylił mu wargi, po czym bezwstydnie wśliznął się do wnętrza jego ust. W brzuchu czuł trzepot motylich skrzydeł, a policzki zaczęły płonąć, nie wiedział, co się z nim działo. Szok minął i pchany jakąś nieznaną siłą, oddał pocałunek. Objął Pottera i z rękami na karku, przywierając do niego ciasno w szalonym pragnieniu, próbował dogonić chłopaka w pocałunku. Ich języki walczyły przez chwilę o dominację, dopóki Draco nie ustąpił i nie poddał się. Był niezmiernie wdzięczny, że znajdują się na zewnątrz, gdyby nie mógł oddychać zimnym nocnym powietrzem, pewnie już dawno ugięłyby się pod nim kolana.
Jęknął cicho, kiedy Harry rozłączył ich usta i zaczął całować bladą skórę na jego szyi, co jakiś czas używając zębów. Odchylił głowę do tyłu, nagle zdając sobie sprawę, że jego ciało samo reaguje na pieszczoty. Czując gorący oddech bruneta przy swoim uchu, zadrżał. Wiedział, że jeśli coś powie wszystko skończy się równie szybko, jak się zaczęło. W nieznośnym lęku złapał twarz Pottera w dłonie i przyciągnął do pocałunku. Zanim ich usta ponownie przywarły do siebie usłyszał, że Harry szepnął coś pod jego adresem, ale Draco nie potrafił w tamtym momencie skupić się na tyle, by móc z pomiędzy ich przyśpieszonych, chrypliwych oddechów, wydobyć sens wypowiedzianych słów.
Potter pozbawił go koszulki, a jego zimne dłonie zamiast studzić ciało, zostawiały po sobie palące uczucie niezaspokojenia, które doprowadzało Draco do szału. Pocałunki bruneta z każdą następną minutą stawały się coraz bardziej agresywne. Malfoy całował się już nie raz, ale żaden dotychczasowy pocałunek nie wywoływał w jego ciele tylu procesów i nie wypełniał umysłu tyloma myślami.
Kiedy kolano Pottera naparło na jego krocze, zsunął się po ścianie ciągnąc Harry’ego ze sobą. Kamień pod jego plecami był zimny, a piekący ból, jaki poczuł, kiedy usiadł utwierdził go w przypuszczeniu, że zdarł sobie skórę. Nie skupiał się na tym długo, gdyż Harry klęcząc miedzy jego nogami zatoczył koło językiem wokół jego sutka, po czym przygryzł brodawkę. Blondyn jęknął zaciskając dłonie w pięści na bluzie Harry’ego. Dopiero wtedy zorientował się, że chłopak nadal ma ją na sobie. Odsunął głowę Pottera od swojej klatki piersiowej i unikając jego wzroku jak tylko mógł, zdjął z niego niepotrzebny kawałek materiału. Dłońmi poczuł twarde mięśnie, napięte teraz pod pływem podniecenia i zimna. Co mam teraz zrobić? Pomyślał gorączkowo, kiedy przez następną minutę nic się nie działo. Harry zamarł, wpatrując się w niego palącym spojrzeniem. Draco czuł, że chłopak bada każdy skrawek jego ciała, podczas gdy on sam potrafił skupić wzrok jedynie na coraz bardziej drżących mu dłoniach. Nagle zaczął myśleć o ojcu, co by powiedział widząc go takiego – roztrzęsionego, z chaosem myśli pod wpatrującym się w niego Potterem. Wpadł w panikę. Musiał stąd uciec. Gdzie jego różdżka?
Ciepło bijące od ciała Harry’ego budziło w nim poczucie bezpieczeństwa, co zaczęło go przerażać w obecnej chwili. Jest dzieckiem z rodu Malfoyów, nie powinien czuć czegoś takiego. Ojciec przez tyle lat wypierał z niego każdy przejaw głębszego uczucia, a on teraz tak po prostu czuje i jeszcze tyle na raz, że nie potrafi nawet wstać przygniatany ciężarem emocji. Ruszył się niespokojnie.
Harry pewnym gestem dotknął dłonią jego rozpalonego policzka, następnie przejechał palcami po linii żuchwy i chwytając go lekko za podbródek uniósł mu głowę. Ich usta znowu spotkały się w pocałunku, najpierw delikatnym, niczym nieprzypominającym poprzednich – lubieżnych, po chwili stał się namiętniejszy, ale nadal nie było w nim już tej dzikości. Draco poczuł, że coś się zmieniło, uchylił powieki, a kiedy spotkał spojrzenie zielonych tęczówek, zamknął je pośpiesznie. Wszystkie poprzednie myśli odeszły w ciągu sekundy, miały dopiero nadejść potem, dużo bardziej nieznośne, jednak teraz Draco znów miał znajomy chaos w umyśle. Słyszał, jak Potter szepcze zaklęcie wyciszające, poczuł wdzięczność, że zdołał o tym pomyśleć. Potem już tylko czuł, nie słyszał, nie widział – tylko czuł.
Harry nieśpiesznym ruchem masował mu krocze, przez materiał spodni, a on jęczał mu do ust wyginając się pod wpływem jego dotyku. Było to tak upokarzające, że wolał nie odrywać się od warg chłopaka i nie wystawiać się na bezpośrednie spojrzenie zielonych oczu. Jednak, kiedy brakowało im powietrza, a Harry przeszedł z pocałunkami na szyję, jednocześnie będąc już niebezpiecznie blisko wtargnięcia dłonią pod jego bieliznę, nie wiedział jak miał pohamować żenujące westchnienia. Przyłożył sobie dłoń do ust. Jestem Malfoy’em, do cholery. Powtarzał sobie to zdanie w głowie niczym mantrę. Na nic jednak mu to było, bo kiedy zimna dłoń zacisnęła się wokół jego pobudzonej męskości, z jego gardła mimowolnie wydobył się głośny jęk.
Czuł się, jakby wlano w niego jakiś dziwny eliksir, po którym jego ciało zupełnie odłączyło się od umysłu. Oplótł kark Pottera rękoma, przyciągając go ciasno do siebie, oddawał się rozkoszy. Całe poprzednie napięcie kumulowało się teraz w jego podbrzuszu, które z upływem czasu i pieszczot stawało się niemożliwe do wytrzymania. Ciało mu drżało, już nie kontrolował, żadnego swojego ruchu.
-H…-zaczął, ale Potter nagle zaprzestał pieszczot. Otworzył oczy i spojrzał na skupioną twarz Harryego. W głowie mu szumiało od zbliżającego się orgazmu, jeśli chłopak zaraz nie kontynuuje był pewien, że oszaleje. Gdzieś pomiędzy dudniącym sercem, a szumem oddechu usłyszał kroki. Przypomniał sobie w sekundzie, gdzie się znajdują i odruchowo zacieśnił uścisk na karku bruneta. Kimkolwiek był intruz, Draco nie chciał, żeby go takiego widział. W szkłach okularów Pottera dostrzegł swoje odbicie. Policzki miał zaczerwienione, a blond włosy przykleiły mu się do czoła. Wyglądał żałośnie, stwierdził natychmiast.
Harry wyciągnął coś z tylniej kieszeni jeansów i rozłożywszy poskładany w kostkę materiał, nakrył ich nim. Draco nie miał pojęcia, czemu to służyło. Do jego głowy znowu zaczęły wracać poprzednie myśli, ale zanim zagnieździły się na dobre w jego umyśle, brunet kontynuował pieszczoty. Kroki zbliżały się roznosząc echem po okolicy. Serce Draco waliło jak szalone, nie tylko z powodu zbliżenia. Harry wbił się w jego wargi, a całował tak kojąco, jakby chciał uspokoić blondyna. Zamiast tego wywołał w głowie Draco większy chaos. Malfoy spojrzał na zbliżającą się postać, a w zgarbionej postawie rozpoznał woźnego. Filch szedł rozglądając się uważnie po okolicy, brwi miał zmarszczone. On wie. Myślał gorączkowo. Nie zdążył się nad tym zastanowić, gdyż jego ciało zalała nagła fala rozkoszy i z głośnym jękiem, wyginając się w łuk, doszedł w ręce Harry’ego. Podniecenie opuszczało jego ciało, a on otworzywszy oczy nie widział już nikogo, po za wpatrującym się w niego Harry’m. Oparł spocone czoło o ramię chłopaka i nadal oddychając pośpiesznie czekał na koniec. Paraliż, jaki czuł ustępował. Znów czuł pełną kontrole nad swoim ciałem i umysłem.   
Co się stało?
Ręce Harry’ego spoczywały gdzieś luźno, kiedy te należącego do Draco nadal obejmowały Pottera.
Co teraz?
Czuł się wykończony.
CO TERAZ?!
Obudził się rano w swoim dormitorium, nie mając pojęcia jak tu trafił. W pierwszej chwili myślał, że to wszystko było tylko mało zabawnym snem, ale kiedy przeglądając się w lustrze, odnalazł na szyi malinkę widział, że to, co zdarzyło się w nocy było prawdą. I jakaś wewnętrzna część w nim samym taka, którą od razu zmiażdżył – cieszyła się, że nie były to tylko sen.

Komentarze

  1. O jej. Jak dla mnie wymiatasz, dawno mnie żadne Drarry tak nie zaciekawiło. Czekam na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł chyba niczego podobnego jeszcze nie czytałam. Czuje, że z twojego opowiadania może wyjść cudo. Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz