Cisza i Ogień. Rozdział III

Rozdział III
„To wszystko wali się, całe moje jestestwo, bycie, kruszy się,
 rozpada i nie można pozbierać kawałków”
- Barbara Rosiek - „Pamiętnik narkomanki”



            - Na Merlina, panie Potter, co to ma znaczyć? – Draco spojrzał odruchowo w stronę, z której dochodził głos profesor MacGonagall.  Stała nad Harrym Potterem i Ronem Weasleyem, którzy zaśmiewali się z rozlanej na kamiennej podłodze zielonej substancji, która niepokojąco dymiła. Młody Malfoy przystanął w znacznej odległości od obserwowanych i przyglądał się malującej się radości na twarzach chłopców. Potter zdawał się być w dużo lepszym stanie niż wtedy, kiedy ostatnio miał okazje z nim rozmawiać, o ile można to tak nazwać. Zastanawiał się, w jaki sposób potrafił poradzić sobie ze stratą, na tyle by móc nadal tak beztrosko się uśmiechać.  Nie rozmyślał nad tym długo, ponieważ jego wzrok napotkał spojrzenie zielonych tęczówek należących do Harry’ego.  Przełknął ślinę i zachowując swoją dumną postawę, która była tylko pozorem, ruszył w stronę chłopca.
- Weasley, widzę, że postanowiłeś wprowadzić brud swojego życia także w Hogwarcie. – Zakpił i nim zdołał zobaczyć malujący się gniew na twarzy rudego gryfona, skręcił w korytarz prowadzący do drzwi wyjściowych ze szkoły. Na zewnątrz przywitał go zimny listopadowy wiatr. Minęły dwa miesiące od momentu, w którym poznał treść swojego zadania. Dwa miesiące, które zniszczyły jego świat, nawet nie pozostawiając zgliszczy na miejscu dawnej fortecy. Otulił się szczelniej szalikiem w kolorach slytherinu i ruszył w stronę błoni.
- Draco, poczekaj! – Odwrócił się na dźwięk swojego imienia i zobaczył biegnącą w jego stronę Pansy. Westchnął wewnętrznie. Dziewczyna od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju. Może chciała być miła, albo miała w tym jakiś ukryty cel. Jedno, czy drugie Draco nie miał ochoty na jej towarzystwo. Zaczekał jednak na nią, jawnie okazując swoje niezadowolenie z jej obecności.
- Tak, Pansy wszystko w porządku. Nie, nic mi nie jest. Wcale nie wyglądam na zmęczonego. – Rzucił zanim dziewczyna zdążyła nawet otworzyć usta. Lekko zbita z tropu przypatrywała się Draco z zaskoczoną miną, odszyfrowując, zupełnie pozbawioną emocji, twarz chłopaka. Nie znalazłszy nic pomocnego w obliczu blondyna, zrezygnowała z dalszych prób doszukiwania się sensu jego słów.
- Nie rozumiem… - Zaczęła, ale Draco wszedł jej w słowo.
- To jedyne odpowiedzi na pytania, które zadajesz od jakiegoś czasu. – Westchnął i założył ręce na piersi. – Masz jakieś inne?
- Właściwie… - Zawahała się unikając wzroku chłopaka. – Twój ojciec jest w szkole, kazał mi cię poszukać. – Dziewczyna spojrzała z obawą na twarz Draco i wyciągnęła rękę, aby położyć ją na ramieniu chłopaka. Draco szybkim ruchem strącił jej dłoń i nic nie mówiąc, z nieodgadnionym wyrazem twarzy ruszył z powrotem w stronę zamku. Pansy zauważyła, że Draco od jakiegoś czasu obawia się spotkania z Lucjuszem. Z pewnością było to dziwne. Od kiedy pamiętała młody Malfoy chwalił się wszystkim, co związane ze swoją starszą kopią. „Poczekaj, aż mój ojciec się o tym dowie.” Legendarne słowa Draco, które wypowiadał, aż nazbyt często jeszcze dwa lata temu.  Pansy nie sądziła, żeby dorastanie było powodem zaprzestania rzucania tym zdaniem. Coś znacznie ważniejszego musiało wydarzyć się pomiędzy Lucjuszem i jego latoroślą.
Obserwowała odchodzącego Draco pełna niepokoju i obaw, czy aby na pewno powinna zostawiać go samego, jakby w ogóle miała wybór w tej kwestii.
***
                Harry Potter lubił przemierzać szkolne korytarze i nie rzadko można było się na niego natknąć. Draco wiedział o tym doskonale, sam niejednokrotnie spotykał go właśnie tam. Korytarze stały się także polem bitwy dla ich wojenek. Jednak nigdy nie przypuszczał, że Potter może pojawić się w tak nieodpowiednim momencie, jak jego rozmowa z ojcem. Lucjusz pierwszy zorientował się w obecności Harryego, wepchnął pośpiesznie coś w dłoń Dracona i odrzucił szatę w geście pełnym wyższości, po czym odszedł pozostawiając syna sam na sam z chłopcem. Draco patrzył za ojcem, ściskając w dłoniach prostokątne płaskie pudełko.
- Co on ci zrobił? – Słowa Pottera sprawiły, że Malfoy podskoczył zaskoczony. Zdając sobie nagle sprawę z jego obecności. Schował pudełko po wewnętrznej stronie szaty, widząc ciekawski wzrok Pottera.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, Potter! – Warknął, robiąc krok w tył w próbie wycofania się i odejścia jak najdalej.
- Przestań pieprzyć, Malfoy! – Złapał go za prawą rękę i podniósł mu rękaw szaty do wysokości łokcia – Chcesz mi powiedzieć, że sam sobie to przed chwilą zrobiłeś?
Przedramię Draco szpecił ciąg wyrytych w skórze zdań. Harry widział w nich podobieństwo do swojej blizny na dłoni „Nigdy nie będę kłamał”, jednak te Malfoya były krwawe i napisane w języku, który dla bruneta był obcy. Czuł podświadomie, że zdanie to nie oznacza nic dobrego.  Wrócił wzrokiem do twarzy Malfoya i zamarł.  Szare tęczówki szkliły się żalem, strachem i dosłownie wszystkim, czego Harry nigdy nie spodziewał się zobaczyć u Dracona. Cofnął się o krok, z nagłą chęcią ucieczki.
Blondyn spuścił rękaw szaty i upewniwszy się, że nic z pod niej nie widać ruszył w ślad ojca.
- Draco!
- Odpierdol się, Potter! Idź zbawiać świat gdzie indziej. –  Nie odwrócił się i nie spoglądając za siebie oddalił się szybkim krokiem. Zdecydowanie zbyt nerwowym.
Uciec.
Uciec.
Uciec.

***
- Na brodę Merlina, Harry wyglądasz, jak zrzucony z hipogryfa! – Hagrid stał w progu swojej chatki, trzymając w dłoni kubek z parującym napojem, o szczególnie niepokojącym zapachu. Jak zdążył poczuć Harry, stojąc dokładnie przed przyjacielem, z na wpół założoną peleryną niewidką.  Prześliznął się pod ramieniem Hagrida i wszedł do środka.  Mężczyzna nie wiele mogąc poradzić zamknął drzwi. – Jest środek nocy. – Dodał jednak tylko dla zasady, gdyż sam nie spał.
 - Mógłbym ci powiedzieć to samo. – Zaśmiał się chłopak, siadając na jednym z krzeseł przy stole zaścielonym różnego rodzaju roślinami. – Co ty właściwie robisz?
Hagrid machnął ręką wymijająco, pośpiesznym gestem zakrywając stół brudnym poplamionym materiałem, który najpewniej miał być obrusem.  Odłożył kubek na kominek i siadł naprzeciw Harry’ego.
- Co się stało? – Zapytał.
- Czy ja mówiłem, że coś się stało?
- Oczywiście wpadłeś w środku nocy tylko w odwiedziny. – Skwitował mężczyzna spoglądając na chłopaka z powątpieniem. – Mów Harry i tak wiemy, że długo nie wytrzymasz.
- Słuchaj, Hagrid. Co byś zrobił, gdybyś całkiem przypadkiem zobaczył coś zakazanego? – Palce chłopaka zaczęły samowolnie stukać nerwowo w blat stołu.
- No wiesz, ten tego …jak wszedłeś bez pukania to chyba trzeba przeprosić. – Półolbrzym zaśmiał się nerwowo.
- Co? O czym ty mówisz? – Harry wpatrywał się w Hagrida, jak osłupiały zupełnie zbity z tropu.
- No, o dormitorium dziewczyn…
Harry wybuchł szczerym śmiechem, o mało nie przechylając się do tyłu razem z krzesłem. Złapał się w ostatniej chwili krawędzi stołu.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – Zapytał, nadal chichocząc.
- To zakazane, tak mi się jakoś połączyło, ten tego.. – Harry zobaczył malujący się rumieniec zakłopotania na twarzy przyjaciela, uśmiechnął się serdecznie.
- Nie do końca mi o to chodziło, ale jeśli cię to uspokoi nie podglądam dziewczyn. – Zażartował, bawiąc się krawędzią obrusu. – Niestety, chodzi mi o coś znacznie poważniejszego.
Hagrid przybrał zaciekawiony wyraz twarzy i w milczeniu przysłuchiwał się temu, co chłopak chciał mu powiedzieć.
-  Malfoy. Sądzę, że ma poważne kłopoty. – Brunet spojrzał, na Hagrida badając jego reakcje, a nie widząc żadnej na nazwisko Malfoy, kontynuował. – Lucjusz wyrył mu dzisiaj na ręce coś podobnego jak, to moje. – Pokazał swój wierzch dłoni zupełnie odruchowo. – Nie podoba mi się to.
- Może to jakiś ich malfoyowski rytuał. – Stwierdził półolbrzym.
- Nie sądzę. – Harry zamyślił się na chwilę, a kiedy znowu się odezwał jego głos brzmiał zupełnie inaczej niż wcześniej. Był bardziej nasycony pretensją i pytaniami. – Wiesz, mam czasami wrażenie, że od początku przyjęliśmy błędne zdanie o Malfoyu.
- Harry…
- Tak wiem, że jest dupkiem. Temu nie przeczę i raczej nie zaprzeczę, ale mam przeczucie, że coś jest bardzo nie tak. Jakby od zawsze miało być inaczej, a ja, albo ktoś inny wszystko zepsuł.
Hagrid wstał i zaczął przygotowywać coś przy kuchni. Po kilku minutach postawił kubek z parującym napojem przed chłopcem.
- Harry, wypij to i idź spać. Zaczynasz mówić dziwne rzeczy. – Zaśmiał się i poklepał chłopaka po ramieniu.

Harry poczuł się rozczarowany zachowaniem mężczyzny, posłusznie wypił napój i żegnając się wrócił do zamku. Pełen żalu i frustracji z powodu braku odpowiedzi. Może faktycznie powinien przestać zastanawiać się nad takimi rzeczami. Myślał tak, przed położeniem się spać. Malfoy, był Malfoyem o niego nie musiał, a nawet nie powinien się martwić. Kiedy zasypiał czuł, że to wcale nie jest prawda. 

Komentarze

Prześlij komentarz