Cisza i Ogień. Rozdział V

Rozdział V
Życie jest pełne niespodzianek [...] układasz wszystko po swojej myśli i wtem pojawia się coś, co burzy twój misterny plan
-
LaVyrle Spencer 
                Zapominał, że jest tylko człowiekiem, nawet, jeśli takim, który potrafi używać magii. Dawała ona wiele wspaniałych możliwości, ale było coś, czego nie potrafił nią stworzyć.  Człowieka.
Uważał, że musi sam poradzić sobie z przeciwnościami losu. Hańbą było proszenie o pomoc, tak go uczono. I nikt nie miał do niego za to pretensji. Nie łatwo zmienić swój światopogląd.

                Hogward dawał uczniom wiele miejsc do samotnych przemyśleń. Draco najbardziej lubił Wieże astronomiczną. Może to przez to, że przez większość czasu przesiadywał w lochach. A może dla tego, że tak bardzo lubił latać na miotle, to właśnie wysokość dawała mu poczucie spokoju.
Opierając się o poręcz, przyglądał się grupce uczniów spacerującej po dziedzińcu. Z góry wydawali się tak śmiesznie mali. Draco czuł, że z tego miejsca mógłby zrobić wszystko. Będąc nad wszystkimi i wszystkim, a mając nad sobą jedynie niebo. Pozbawiony uczucia stabilności rozpaczliwie szukał jej w każdym miejscu.
                Czuł się dzisiaj wyjątkowo spokojnie, pierwszy raz od dawna. Dowiedział się dzisiaj rano, z listu przysłanego przez matkę, że w ten weekend nie będzie musiał wracać do rezydencji. Jeden tydzień bez oglądania, rozczarowanych i wściekłych zarazem, oczu ojca. To dawało mu więcej czasu na pracę nad Komodą Zniknięć. Po fatalnym incydencie z Katie Bell nie miał odwagi próbować czegoś innego. Przynajmniej na razie.
Zwłaszcza wizyta Pottera, nie pozwalała mu na zrobienie czegokolwiek. On wiedział, powiedział mu to otwarcie. Bez cienia złości w głosie, zupełnie jakby wiedział to od zawsze. I odszedł bez żadnych gróźb czy ostrzeżeń. To wszystko było tak nie podobne do Pottera, jakiego znał, że zastanawiał się czy ktoś nie zwielosokował się w Chłopca- Który- Przeżył.   Nie wiedział tylko, co taki zabieg miałby znaczyć. Może po prostu Potter martwił się o niego? Draco zamrugał gwałtownie. Co tak szalona myśl robiła w jego głowie? Zaśmiał się lekko panicznie.
- Co cię tak śmieszy, Malfoy?
Draco poczuł obok siebie ciepło ludzkiego ciała i obrócił się zaskoczony. Harry Potter bez cienia skrępowania oparł się o poręcz obok niego i spojrzał w dół.
- Nie spodziewałem się tu ciebie. – Rzucił spokojnym głosem.
Draco zesztywniał, odsunął się od poręczy z niepokojem wpatrując się w sylwetkę chłopaka.
Harry zaskoczony brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony blondyna, porzucił obserwowanie dziedzińca i przeniósł wzrok na Draco.
- Jeśli chcesz możesz sobie pójść, ale kiedyś znowu cię znajdę. – Westchnął. Obserwował rękę chłopaka sięgającą powoli po różdżkę. – Rzuć we mnie niewybaczalnym, z chęcią odwiedzę cię w Azkabanie.
- Czego ty chcesz Potter? – Warknął, rezygnując z użycia różdżki.
- Tak właściwie to nie wiem, może po prostu chcę cię pilnować, albo jedynie porozmawiać. – Wyjaśnił i na powrót przeniósł wzrok gdzieś w dal. -  Może nawet pozwolę ci wybrać.   
Draco poczuł się zupełnie bezradny. Cholerny Potter stał teraz nad nimi i śmiał się szyderczo z jego porażki.
- Jesteś śmieszny, Potter. Niby między czym mam wybierać?
- Między pójściem do Dumbledorea, a pozwoleniem mi to zrobić.
Tylko nie to, pomyślał Draco. Potter wszystko zepsuje, zabije wszystkich nawet jeśli nie własnymi rękami. Musiał szybko coś wymyślić. Tylko, co mogło sprawić, żeby Harry przestał wtykać swój gryfoński nos w nieswoje sprawy.
- Leć, więc do swojego ulubionego Profesora i nie zapomnij o miotle, cokolwiek chcesz mu powiedzieć. – Odwrócił się gwałtownie i szybkim krokiem ruszył ku schodom.
- Nie zmuszaj mnie to tego – Szepnął Harry, nadal stojący przy poręczy – Staram się ci pomóc.
Draco parsknął. Zbawcza moc Chłopca – Który –Przeżył zdaje się próbować wedrzeć do jego osoby.  
- Kto cię o to prosi? – Zakpił.
- Cholera, Malfoy. Spójrz na siebie, wyglądasz jak wrak człowieka. Nie jestem głupi, ludzie także, ktoś na pewno w końcu się zorientuje, co próbujesz zrobić. I możesz sobie udawać, że nic się nie dzieje, ale obawiam się, że przyjąłeś złą strategię. – Harry podszedł do blondyna mierząc go bacznie gniewnym spojrzeniem. Draco cofnął się pół kroku. – Pomyśl o tym.  – Wyminął go i chwile później już go nie było.

***
                Harry usiadł między Ronem, a Hermioną w Wielkiej Sali, którzy z nieznanego mu powodu, siedzieli w znacznej odległości od siebie. Spojrzał po nich. Zobaczył znajomy wyraz niezadowolenia na twarzy dziewczyny i już wiedział, że Ron nie chciał posłuchać jej racji. Po latach przebywania z tą dwójką, potrafił bezbłędnie odgadywać ich nastroje.
- Harry… – Jęknął rudzielec, jakby brunet był jedynym człowiekiem na ziemi, mogącym mu pomóc. – Powiedz Hermionie… - Zaczął.
- O nie! – Zaprotestował – Nie będę waszą sową.
- Widzisz Ron, przynajmniej Harry potrafi zachować się jak ktoś dorosły. – Odezwała się Hermiona.
Harry westchnął. Nie było mu jednak dane, długo zastanawiać się nad pogodzeniem przyjaciół, ponieważ poczuł jak jego głowa zaczyna boleć, w znajomym uczuciu oszołomienia.  Jęknął, łapiąc się za czoło.
- Harry! – Ron i Hermiona na raz poderwali się i złapali chłopaka za ramiona, w geście troski.
- Powinieneś w końcu pójść z tym do Dumbledore’a. – Zaproponowała Hermiona, oskarżycielskim tonem. Od końca zeszłego roku szkolnego Harry miewał nagłe bóle głowy, które obezwładniały go na kilka minut. Jednak chłopak mimo nalegań przyjaciół ignorował to. Powtarzał, że to nie jest sprawa dla dyrektora, skoro blizna nie ma z tym nic wspólnego. Szkolna pielęgniarka natomiast nie zauważyła niczego, co mogłoby powodować takie bóle. Zaleciła jedynie odpoczynek. Kto znał dobrze Harryego Pottera wiedział, że nie potrafił on się relaksować. Jego myśli non stop coś zajmowało, a on sam nieustanie znajdował się w ruchu, no może po za porą spania. Sam Chłopiec – Który – Przeżył miał ku tym atakom swoją własną teorię i przypuszczał, że Dumbledore powiedziałby mu to samo, co krąży po jego głowie. Dlatego wolał najpierw upewnić się w swoich przypuszczeniach.
Po niespełna dwóch minutach Harry zamrugał kilka razy i odzyskawszy zdolność myślenia, wyprostował się. Ból minął.
Stoły w Wielkiej Sali, nagle wypełniły się potrawami, a w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk szczękania widelców i talerzy. Wrzawa pozwoliła mu ukryć nagły atak, także przed czujnym wzrokiem nauczycieli.
- Nic mi nie jest, Hermiona – Zapewnił dziewczynę i sięgnął po sok dyniowy. – Ale wizyta u Dumbledore’a i tak mnie nie ominie.
Ron wymienił spojrzenia z Hermioną.
- Proszę tylko nie mów znowu o Malfoyu, bo zwrócę to, co zjadłem. – Rzucił nagle Ron, udając odruch wymiotny.
Harry sposępniał.
Jak to możliwe, że nikt nie widzi tak oczywistej rzeczy?
- Ron, chciałbym cie o coś zapytać. – Harry spojrzał poważnie na przyjaciela, wymuszając na nim ten sam wyraz twarzy. – Na jakiej podstawie, tak bardzo nienawidzisz Malfoya?
Zarówno, Ron, jak i Hermiona zamilkli, oszołomieni takim pytaniem.
Dziewczyna odruchowo przyłożyła brunetowi dłoń do czoła, jakby chciała się upewnić, czy nie ma gorączki. Ten, zmierzył ją jedynie kpiącym spojrzeniem.
- Harry, przecież to straszny dupek.
Potter westchnął.
- Dobra, ale chodziło mi raczej o dzień, w którym mi o nim mówiłeś. Nie znałeś go jeszcze w tedy.
Ron zamilkł.
Harry utwierdził się jedynie w swoim przypuszczeniu. Ron robił to dla zasady. Przejął opinie po rodzicach. Opinię o Lucjuszu. O Malfoyach ogółem. Jego przeczucie, że powinien postąpić inaczej, w tamtym dniu, w którym odrzucił przyjaźń Draco, coraz bardziej zdawało mu się słuszne.
Wybił łyk soku i ponownie zawiesił wzrok na Ronie.
- Mam do was prośbę, obserwujcie Draco przez chociażby dzień, a sami przekonacie się, jak jego zachowanie bardzo odstaje od normalności.
Hermiona spojrzała odruchowo na stół ślizgonów, jednak nie było tam obiektu ich rozmowy. Ale nawet bez niego, gdzieś z tyłu głowy kiełkowała jej myśl, że Harry może mieć racje.
- Rozmawiałeś z nim, prawda? – Zapytała, wprawiając Rona w osłupienie.
- Harry, od kiedy ty z nim ROZMAWIASZ? – Zszokowany wyraz twarzy chłopaka, sprawił, że pozostała dwójka wybuchła śmiechem.
- Widocznie nie zawsze musimy używać do tego pięści – Zażartował Harry – I tak, rozmawiałem z nim.
- Co ci powiedział? – Hermiona nagle wydała się bardzo zaciekawiona. Oczywiście podejrzewała, że Harry od dłuższego czasu obserwuje Malfoya i ma zamiar z nim rozmawiać.
- Tak właściwie to nic. – Wzruszył ramionami. – Ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Ale na pewno coś ukrywa.
- Jak dla mnie on zawsze coś ukrywa, w końcu to Malfoy. – Podsumował Ron i ochoczo nałożył sobie jedzenia na talerz.
Harry nie powiedział już nic więcej w tym temacie. Rozmowa z Ronem sprowadzała się jedynie do powtarzania schematów. Spojrzał na stół nauczycieli. Dyrektor wpatrywał się w jego stronę, zupełnie jakby wiedział, o czym rozmawiają. Jego spojrzenie zwiastowało także, kolejną „lekcję” o życiu Toma Riddle’a. Mogłaby to być idealna okazja na podzielenie się swoimi podejrzeniami, co do Draco, ale Harry postanowił nic nie mówić. Przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Postara się, aby to sam podejrzany przyznał się do winy.

    ***

                Draco, ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zaczął unikać Snapea. Odkrył to stosunkowo niedawno i z całych sił zastanawiał się, dlaczego tak właśnie postępuje. Podejrzewał, że problem leży w jego spojrzeniu. Profesor nieustannie go obserwował. A jego oczy nie wyrażały jedynie podejrzliwości i czujności, jak zawsze, ale był w nich jeszcze jakiś przebłysk troski.  Draco przypuszczał, że Snape, dowiedział się o sposobie „zachęcania” go do zleconego zadania. Było to tak upokarzające, że wolał, nie wystawiać się na oglądanie przez profesora. Samotne zmaganie się ze wstydem było dużo lepsze i zaoszczędzało upokorzenia.  Tak samo postępował z matką i ojcem, nie patrzył im w oczy, aby nie widzieć jakiś zbędnych emocji, które jedynie utrudniłyby egzystowanie.
Zgodnie ze swoim niepisanym postanowieniem, spakował się szybko i starając się jak najszybciej wyjść z klasy, zaczął przeciskać się obok pozostałych uczniów. Kiedy przekroczył próg, z ulgą wziął głęboki wdech. Poczekał aż Crabbe i Goyle również wyjdą. Eliksiry były ostatnią lekcją tego dnia i Draco nie miał zamiaru marnować więcej czasu. Chciał niezwłocznie udać się do pokoju życzeń i popracować nad naprawieniem komody zniknięć. Poczuł na sobie spojrzenie i odwrócił się w przeciwległą stronę korytarza. Pod ścianą stała Hermiona Granger i uważnie oglądała jego postać. Nie krępując się zupełnie faktem, że widzi jej spojrzenie, uporczywie patrzyła w jego kierunku, ze zmarszczonymi brwiami, jakby usilnie próbowała coś wydedukować. Draco miał na końcu języka słowo „szlama”, umiejętnie opatrzone innymi zwrotami, ale zanim zdążył otworzyć usta, z klasy wyszedł Ron, a za nim Harry. Brunet podążył za wzrokiem koleżanki i spojrzał na Malfoya. Draco znieruchomiał. Potter posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, zupełnie jakby wiedział, co ma zamiar powiedzieć. Po głębszym zastanowieniu, stwierdził, że właściwie nie trudno było zgadnąć. Zaśmiał się w duchu na swoją schematyczność. Skinął głową na Harryego, jak to zwykle mieli w zwyczaju. Taka swoista zapowiedź bitwy. Harry przewrócił oczami i zupełnie zaskakując Dracona, uśmiechnął się lekko. Pozostawiając blondyna w osłupieniu, odwrócił się i odszedł, a za nim reszta, uprzednio obrzucając go zadowolonymi spojrzeniami. Harry Potter po raz drugi sprawił, że w umyśle Draco Malfoya wybuchły nieproszone myśli.                               
 

Komentarze

  1. Świetne opowiadanie :) Zdecydowanie nie mogę doczekać się dalszych rozdziałów.
    Pozdrawiam i Życzę weny // Narieen

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz