Cisza i Ogień. Rozdział VI

Rozdział VI

“And I am feeling so small.
It was over my head
I know nothing at all.”
-
A Great Big World & Christina Aguilera - Say Something

               

Draco siedział na wróżbiarstwie głęboko skonsternowany. Po prawej stronie siedziała Pansy Parkinson, która śledziła każdy jego ruch, zupełnie jakby miał być sprawcą nadchodzącej tragedii. Chociaż było w tym dużo prawdy. Ważniejsza jednak była lewa strona. O ile Pansy mógł znieść, głównie z przyzwyczajenia, to Weasleya już nie.  Rudzielec usiadł obok niego, zupełnie ignorując zdziwione spojrzenia innych uczniów w klasie, a także morderczy wzrok Draco.  Oczywiście nie mogło zabraknąć także Pottera. Byli oni niemal jak bliźniaki syjamskie. Bardzo uciążliwe, bliźniaki syjamskie, pomyślał Draco. Nie potrafił zrozumieć przyjaznego zachowania Pottera, a głowił się nad tym od tygodnia, a teraz dołączył jeszcze Weasley. Zaproponował mu bycie w parze podczas wróżenia, w zamian Draco obrzucił go wiązanką przezwisk, niezgadzając się i przystając na tą samą propozycje Pansy.  Ku jego zdziwieniu Ron wcale się nie zniechęcił, a jedynie przyjacielsko klepną go w ramie i odwrócił się do Harryego. Niespodzianek nie było końca tego dnia. Kiedy wróżbiarstwo się skończyło, wyszedł z klasy stawiając największe kroki, na jakie pozwalało mu jego ciało. Dzięki temu mógł uciec przed dziwacznym zachowaniem gryfonów. Kiedy dotarł do klasy na numerologie zauważył, że jego miejsce jest już zajęte, przez nikogo innego, jak Hermione Grange. Draco niemal udusił się własną śliną, kiedy dziewczyna uśmiechając się przesunęła się na miejsce, obok aby mógł usiąść. Zaczął kaszleć, zwracając tym, uwagę innych.  Nie rozglądając się ruszył ku miejscu z przodu sali. Wystarczyło, że wytrzymał towarzystwo Weasleya.  Wytrącony z równowagi opadł ciężko na krzesło i z roztargnieniem wyciągnął swoje pióro i kałamarz. Potter przegina. Dręczenie Draco jedynie swoją osobą, było jeszcze do zniesienia, w końcu dręczą się nawzajem od sześciu lat, ale nasyłanie na niego jego sfory przechodziło wszelkie pojęcie.

***
                Ron z rozmarzeniem spojrzał na stół, widząc jak pojawia się na nim jedzenie. Szybko wyciągnął rękę po skrzydełka i nałożywszy ich sobie kopiaty talerz, spojrzał za ziemniakami i sokiem dyniowym. Hermiona przyglądała się przyjacielowi z rosnącym przerażeniem. Sama nałożyła sobie jedynie jedną dziesiątą tego, co on.
- Ron, nie przesadzasz? – Zapytała z troską, jawnie bojąc się, że chłopak rozchoruje się od takiego nadmiaru jedzenia.
- Rosnę – Wymamrotał z pełnymi ustami. Popił jedzenie sokiem i zwrócił się w stronę dziewczyny – Po za tym Harry je tyle samo, a jemu nie zwracasz uwagi. – Poskarżył się i na powrót wrócił do jedzenia.
Hermiona zarumieniła się i odwróciła głowę. Harry faktycznie pochłaniał podobną ilość jedzenia, co Ron. Ale on nie mlaskał i nie rozsypywał wszystkiego wokół. Jadł i czytał podręcznik do eliksirów.  Hermiona przez chwilę zastanawiała się, jakim cudem jeszcze nie wpił sobie widelca w oko, po chwili ze wstydem przyznała sama przed sobą, że myśli jakby uważała Harryego za mniej inteligentnego od niej. Oczywiście wszyscy tak uważali. Hermiona wiedziała jednak, że chłopak dorównywał jej w tej sferze. Był jednak jednym z tych zdolnych, ale leniwych. Albo raczej zdolnych, ale zajętych ratowaniem czarodziejskiego świata przed straszliwym czarnoksiężnikiem.  Argument godny zaakceptowania.
Podniosła wzrok słysząc, jak drzwi do Wielkiej Sali otwierają się. Do pomieszczenia weszła grupka ślizgonów z drugiego roku. To przypomniało jej o prośbie Harryego.
- Harry? – Zaczęła ostrożnie, wiedząc, że ostatecznie ich rozmowa i tak zakończy się sporem.
- Hmm? – Mruknął znad książki i talerza, nie zajmując sobie głowy spoglądaniem na Hermionę.
- Myślę, że twój plan, odnośnie Malfoya jest beznadziejny. – Rzuciła na jednym oddechu.
Harry porzucił wcześniejsze zajęcia i zmierzył koleżankę uważnym wzrokiem. Był przekonany, że tą rozmowę mają już za sobą, zwarzywszy, że Ron dzisiaj na wróżbiarstwie był wręcz znakomity w swojej roli.
- Muszę zgodzić się z Hermioną. – Wymlaskał Ron.
- Ty też przeciwko mnie? – Zapytał urażony. Chociaż w rzeczywistości spodziewał się takiego obrotu sprawy. W głębi duszy uważał, że była to najgorsza strategia, jaka kiedykolwiek przyszła mu do głowy. Był zdesperowany, mając związane ręce. Oczywiście mógł najzwyczajniej w świecie podzielić się swoimi obawami z dyrektorem, jednak czuł, że sam powinien sprostać tej sytuacji.
- Harry, to nie ma sensu. Po za tym przebywanie tak blisko Malfoya sprawia, że mam ochotę powyrywać mu te jego blond kudły. – Jęknął Ron cierpiętniczo, jakby myślenie o chłopaku sprawiało mu ból.
- Myślę, że macie racje. – Przyznał.
Hermiona i Ron wymienili zdziwione spojrzenia, spodziewali się raczej uparcie broniącego swojego zdania Harryego, a nie skłonnego na kompromisy. Nie pozwolili jednak by ich czujność została uśpiona.
- Ale znając ciebie, Harry. – Westchnęła Hermion.a – Wymyśliłeś coś innego.
Harry uśmiechnął się psotnie, przyłapany na gorącym uczynku.
- Skoro, jako zespół nie damy rady wzbudzić jego zaufania, to jest tylko jedno wyjście.
- Chcesz go szpiegować? – Wtrącił Ron, unosząc brew. Na jego ustach powoli kształtował się złośliwy uśmiech. Widocznie możliwość przyłapania Malfoya na czymkolwiek niezwykle go cieszyła.
- Nie, Ron. On chce się z nim zaprzyjaźnić. – Sprostowała Hermiona, głosem na skraju załamania.
Rudzielec zakrztusił się sokiem dyniowym, który właśnie uniósł do ust i zaczął głośno kaszleć. Dziewczyna poklepała go po plecac, pomagając w odkaszleniu. Oczy Rona zaczęły łzawić i Harry przez chwile zastanawiał się, czy to skutek zakrztuszenia, czy reakcja na jego plan.
- Ale to nie jest zły plan… - Zaczął Harry, ale Ron mu przerwał.
- Jest gorszy od poprzedniego! – Jęknął – Malfoy to ślizgońska obślizgła kanalia z blond głową. Nie ma mowy żebyś mógł się z nim przyjaźnić.
Harry miał wrażenie, że usłyszał nutkę zazdrości w głosie przyjaciela.
- Jeżeli tak bardzo chcesz zdemaskować Malfoya, idź w końcu do Dumbledorea i będzie po sprawie.
- Nie sądzę żeby mi uwierzył. – Burknął Harry i zamknął swój podręcznik do eliksirów. – Róbcie, co chcecie, ja będę robił swoje. – Z lekkim ociąganiem odszedł od stołu, mając nadzieję, że któreś z nich jednak postanowi mu pomóc. Kiedy nie doczekał się żadnej reakcji z ich strony ruszył ku wyjściu z sali. Miał nie jasne przeczucie, że gdyby jego przyjaciele wiedzieli, co wydarzyło się przed wakacjami, inaczej patrzyli by na tą sprawę. Czuł jakieś idiotyczne poczucie obowiązku, względem Draco. Jednak nie potrafił im tego powiedzieć. Cześć, niemal przeleciałem Malfoya. Nie brzmiało to dobrze w jego głowie, a wypowiedziane na głos mogłoby być jeszcze gorsze. A kiedy wyobrażał sobie minę Rona, zdecydowanie wolał milczeć, dla jego dobra i swojego. Z uczuciem rozczarowania wyszedł z pomieszczenia.  
- On naprawdę ma zamiar to zrobić? – Zapytał Ron, kiedy Harry zniknął za drzwiami.
- Na to wygląda. – Mruknęła Hermiona.

***
                Draco nie poszedł na kolacje i zaczynał odczuwać tego skutki. Burczało mu w brzuchu. Jednak zanim udał się do kuchni wziął długi prysznic. Obserwował w lustrze swoje ciało i im dłużej patrzył, tym bardziej miał ochotę oderwać wzrok. Rany po zaklęciu wyrytym na jego ramieniu wciąż się nie goiły, Draco podejrzewał, że nigdy tego nie zrobią. Ojciec na pewno nie naznaczyłby go czymś, co mogłoby zniknąć. Ku jego uldze, nie piekły tak bardzo, jak się spodziewał. Jedynie lekko dokuczały. Po za tym był wręcz chorobliwie chudy. Żebra i kości biodrowe wystawały niemal upiornie. Dodatkowo jego oczy były podkrążone, być może na skutek zmęczenia po całym dniu, ale Draco nie był takim optymistą żeby w to wierzyć. Ubrał się pośpiesznie, chcąc ukryć skutki trybu życia, jaki ostatnio prowadzi. Włosy wciąż miał wilgotne, ale nie zadawał sobie trudu, aby je wysuszyć.
W pokoju wspólnym siedziało jedynie kilka osób. Dwie pary śliniące się w kątach i dwóch chłopaków z piątego roku, starających się uczyć. Draco podziwiał ich cierpliwość, zwłaszcza po odgłosach dochodzących od zakochanych. Prawie niezauważony wyszedł na korytarz. W lochach jak zawsze było zimno i Draco zaczął żałować, że nie ubrał się cieplej. Szczelniej owinął się szatami i ruszył ku schodom na wyższe piętro. Oczywiście było po ciszy nocnej. Filch z pewnością patrolował już szkołę, w poszukiwaniu nocnych Marków błądzących po korytarzach. Nigdy jakoś specjalnie nie przejmował się zakazem wychodzenia po określonej godzinie, jednak teraz zdecydowanie nie chciał zostać zauważony. Jeżeli Filch nałożyłby mu jakąś karę, nie mógłby siedzieć w Pokoju Życzeń, co wiązałoby się jedynie z stratą czasu i rychłym powrotem do domu. Wychodząc z lochów nie tracił czujności. Po ciemku przemierzał korytarze, nie chcąc wzbudzać podejrzeń przez oświetlanie sobie drogi. Mury zamku jak zawsze nie zatrzymywały ciepła i powietrze było zimne. Oddech Draco zmieniał się w białe obłoczki pary. Ta sytuacja przypomniała mu o nocy przed wakacjami. Przełknął nerwowo ślinę. Przez wzmożoną pracę nad Szafką Zniknięć zupełnie o tym zapomniał. A teraz, kiedy sytuacja zdawała się łudząco podobna, wspomnienie tamtej nocy wróciło. „Pan Potter, został przeklęty bardzo kłopotliwą klątwą.” Głos Pomfrey odezwał się w jego głowie. Jaką klątwą i kto go przeklną? Nigdy nikt nie wyjaśnił mu, co tak naprawdę się wydarzyło. A on też nie pytał. Teraz pomyślał, że to zupełnie absurdalne. Stał się ofiarą, tu skutecznie ignorował głosik w głowie mówiący mu, że sam jest sobie winien, a jednak nikt nie kwapił się wyjaśnić mu niczego. Potter go pocałował. Draco dokładnie pamiętał żar tego pocałunku. Dziki i nieokiełznany. I ten chaos w głowie. Jęknął głośno zdając sobie sprawę, w jakim kierunku podążają jego myśli. Zacisnął wargi i przyśpieszył kroku chcąc jak najszybciej dotrzeć do kuchni. Ku jego zaskoczeniu znalazł się przed obrazem z gruszką znacznie szybciej niż to zakładał. Połaskotał owoc i chwile później pojawiła się złota zdobiona klamka. Skrzaty domowe nie wydawały się być zdziwione jego widokiem. Podały mu kanapki i sok dyniowy. Draco z uczuciem wdzięczności, dotąd mu nieznanym, przyjął jedzenie. Nie wiedział, czy był tak głodny, czy po prostu tak dawno nie jadł, ale kanapki wydawały się być najlepszym jedzeniem, jaki miał w ustach. Pochłoną je w zastraszającej szybkości i popił sokiem dyniowym. Pusty talerz zostawił na stole po środku kuchni i z uczuciem żalu opuścił przyjemne ciepło bijące od dużego ceglanego pieca, zajmującego znaczną powierzchnię pomieszczenia. Zagrzany i pojedzony wyszedł z powrotem na korytarz i ogarnął go nagły smutek. Zdał sobie nagle sprawę, że nie chcę tak żyć. W ciągłym strachu, znosząc upokorzenie i ból. Szybko jednak przyszła mu na myśl matka i groźba śmierci wisząca nad nią i ojcem. Złapał w płuca zimne powietrze i powoli je wypuścił. Naprawi szafkę i już niedługo będzie wolny, jego rola się skończy.
Zdawał sobie sprawę, że powinien wrócić do lochów i położyć się spać, aby przynajmniej w połowie odzyskać siły, ale jego nogi same zawiodły go na zewnątrz. Listopadowe powietrze było mroźne i przeszywające. Draco zadrżał i rzucił na swoje szaty zaklęcie ocieplające. Powoli zszedł ze schodów prowadzących na błonia i zatrzymał się na moście, dokładnie w tym samym miejscu, co wtedy. Było piekielnie ciemno, a jego różdżka oświetlała niewiele. Oparł się o niby okno w ścianie mostu i zaczął się utwierdzać w przekonaniu, że przyjście tu było idiotycznym pomysłem. Nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewał. Jakiegoś tajemnego portalu do cofnięcia się w czasie, czy może najzwyczajniej w świecie, Pottera. Niczego tutaj nie było, jedynie obezwładniająca ciemność. Odbił się od ściany i zawrócił. Było mu zimno po mimo zaklęć. Chuchnął w zmarznięte dłonie i potarł je o siebie. Zupełne szaleństwo. 
Szkoła była cicha, portrety spały. Musiało być późno. Draco nadal drżał z zimna, nie znajdując ciepła w środku budowli, zawzięcie kroczył ku lochom, chcąc jak najszybciej ogrzać się przy kominku w pokoju wspólnym. Przechodził właśnie koło półokrągłych schodów na parterze, kiedy ktoś wpadł na niego. Nie spodziewając się takiego ataku, stracił równowagę i przewracając się rąbnął plecami o najniższy stopień. Odebrało mu oddech i poczuł rozchodzący się tępy ból po ciele. Jęknął mimowolnie. Czyjeś ciało upadło na niego i spowodowało kolejną falę bólu. Ów napastnik jednak szybko się podniósł i siedząc na nim okrakiem, zamarł. Draco otworzył oczy i zobaczył światło z jego różdżki, odbijające się od szkieł okrągłych okularów.
- Potter, złaź ze mnie! – Warknął wściekle, czując, jaki gniew powoli przeradza się w furię. – Powiedziałem, złaź! – Krzyknął, kiedy chłopak nawet się nie poruszył.
Ku jego zdziwieniu Harry przyłożył mu do ust palec, uciszając go. Zapadła cisza. Z daleka dochodził dźwięk szybkich kroków. Oczy Draco otworzyły się szerzej. I po mimo wielu starań, jednak zostanie złapany. Niech cię szlag, Potter! Zaklął w myślach.
- Wiejemy. – Harry poderwał się z siadu i podał Draco rękę.
Blondyn z braku lepszego rozwiązania przyjął ją i już po chwili biegł ciągnięty za Potterem. Wbiegli po schodach i skręcili ku kolejnym. Draco podejrzewał, że Harry kierował się wyżej, bardziej z przyzwyczajenia niż rozsądku. Zapewne nawet przez myśl mu nie przyszło, żeby zejść do lochów i tam się ukryć.
- To okropny plan, Potter. - Skomentował zdyszany, kiedy pokonywali kolejne schody.
- Zamknij się, Malfoy. - Warknął chłopak, mając już dość nazywania jego planów, okropnymi.  Wystarczająco nasłuchał się tego od Rona i Hermiony.
Wbrew tego, co się mogło wydawać, wcale nie wpadł Malfoya specjalnie. Oczywiście prawdą było, że go śledził. Kiedy zauważył, że kropka na mapie z nazwiskiem chłopaka zaczyna się przemieszczać, bez zastanowienia ruszył śladem ślizgona.  Szedł za nim, dopóki nie wyszedł na zewnątrz. Po za zamkiem mógłby być od razu zauważony, więc postanowił poczekać aż się trochę oddali, żeby mógł bezpiecznie ruszyć za nim. Jednak zanim postanowił wyjść za Malfoyem, on już wracał. Zdziwiony Harry, tak mocno skupił się na chłopaku, że zupełnie nie zauważył kropki należącej do Flicha. Kiedy ta wiedza w końcu go olśniła w panice zaczął uciekać i zapominając, o nadchodzącym Draco, ruszył na oślep w jego stronę.

Wbiegając na drugie piętro Harry dopadł pierwsze zauważone drzwi i z brutalną siłą pociągnął za klamkę, ku jego uldze drzwi otworzyły się. Popchnął Malfoya do środka i za raz za nim sam wpadł do pomieszczenia. Znaleźli się w jednej z klas. Harry obadał sale szybkim spojrzeniem i gorączkowo zaczął rozkładać, wyjętą z kieszeni jeansów, pelerynę niewidkę. Draco milczał, bardziej z braku tchu, niż szoku. Oddychał szybko i nieregularnie. Plecy nadal go bolały od upadku i odczuwał to przy każdym wdechu. Potter po raz kolejny tego wieczoru popchnął go i oboje stanęli w kącie sali, a chwilę potem gryfon nakrył ich materiałem zupełnie, jak podczas tamtej nocy. Draco zdezorientowany już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie drzwi do klasy otworzyły się, a dłoń Harryego znalazła się na jego twarzy, uciszając go.
Filch wszedł gwałtownie do klasy, z wyrazem twarzy świadczącym o zadowoleniu, będąc przekonanym, że przyłapał uczniów. Spojrzał zdezorientowany na zupełnie puste pomieszczenie. Powoli obszedł każdy zakamarek, jaki tylko był w stanie i z wyraźnym zawodem, widocznym w jego opadających ramionach, opuścił klasę.
Harry i Draco jeszcze przez kilka minut trwali w bezruchu, ciasno przyciśnięci do siebie. Adrenalina w ich żyłach opadała, a bicia serc zwalniały.
Harry westchnął z ulgą, przy okazji owiewając ciepłym powietrzem szyję Draco. Z zaskoczeniem zauważył, że ślizgon jest mu równy wzrostem, co oznaczało, że on sam urósł przez lato, od kiedy ostatnio miał szanse ich porównać.
Mimowolnie spojrzał w oczy blondyna. Były pociemniałe i utkwione w nim. A ich wyraz sprawił, że jego wzrok przeniósł się na usta, lekko rozwarte i niemal tak samo blade jak skóra Draco, zapewne od przebywania na mrozie. Harry zmniejszył dystans między nimi o pół kroku, dokładnie tyle ile potrzebował, aby móc przekonać się, czy te usta są tak zimne, na jakie wyglądają.
Draco widział jak źrenice Harryego zwiększają swój rozmiar, a zieleń jego oczu nagle staje się niemal pusta. Czuł jak przybliża się pokonując dystans, którego i tak już nie było wiele między nimi. Draco wciśnięty w ścianę, nie miał gdzie się wycofać. Chociaż ta myśl przyszła dopiero później, jako usprawiedliwienie. Dotyk ust gryfona, sprawił, że w jego ciele wybuchł pożar. Dłonie Harryego odnalazły te należące do niego i nachalnie podniósł mu ręce nad głowę i tam je unieruchomił, splatając ich palce ze sobą.  Było zupełnie tak, jak poprzednio. Harry nie bawił się w delikatność, wtargnął do jego ust i zupełnie nie skrępowanie rozpoczął dziki taniec z jego językiem. W miarę pogłębiającej się intensywności pocałunku, Harry puścił jego dłonie i swoje własne przeniósł na jego pośladki. Spoczywająca na nich peleryna niewidka opadła na podłogę, ukazując ich pełen pasji pocałunek światu. Gdyby Flich postanowił teraz wrócić, wycofałby się równie szybko, zapewne onieśmielony takim widokiem.
Harry odciągnął ich kilka centymetrów od ściany. Zacisnął mocniej dłonie na pośladkach Draco oczekując, że chłopak zrozumie sugestię. Malfoy kierowany jakimś chorym instynktem nie zdając sobie sprawy, spełnił niemą prośbę gryfona i podskakując oplótł Harryego nogami w pasie. Chwilę później poczuł, jak jego plecy znowu dotykają ściany, a usta bruneta ponownie zabierają mu możliwość oddychania. Harry jakimś dalekim skrawkiem umysłu stwierdził, że Draco waży tyle, co siedmioletnie dziecko, nie myślał nad tym jednak zbyt długo. Jego dłonie zostawiły tyłek ślizgona i teraz jedna spoczywała na jego karku, a druga przedzierała się przez szaty, aby dotrzeć do nagiego ciała. Draco nie myślał wiele, z zawzięciem godnym podziwu, starał się nadążyć za dzikim tempem narzuconym przez Harryego. W głowie mu się kręciło, albo od braku możliwości swobodnego oddychania, albo było to czyste pożądanie, tak gwałtowne, że jego ciało nie było w stanie je pomieścić. Jęknął w usta chłopaka, trochę w desperacji, gdyż zostawał w tyle z pocałunkiem.  Harryemu skończyło się powietrze i oderwał się od ust Malfoya, złapał oddech i przyssał się do jego szyi, ssąc i przygryzając skórę. Dłonie Draco znalazły się we włosach bruneta i na jego karku. Tymczasem Potter w końcu poradził sobie z szatami i rozpiął je odkrywając, że chłopak ma pod nimi spodnie od piżamy i czarnym t-shirt. Odchylił poły szat i podniósł koszulkę. Palcami zatoczył koło wokół jego sutków, a ustami odnalazł ponownie te Draco, pocałunek nieco zelżał. Harry z sutków, przesunął powoli dłonie na żebra i brzuch i dopiero wtedy uświadomił sobie, że coś stanowczo jest nie tak. Zakończył pocałunek, pomimo iż Draco starał się ponownie uchwycić jego usta. Spojrzał na odsłonięte ciało chłopaka. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko, od pocałunków. Harry ponownie pogładził jego żebra, jakby nie wierząc w to, co widzi. Był taki chudy. Harry nagle przypomniał sobie o wadze chłopaka. Odsunął ich o ściany i bez większego problemu przeniósł go na pobliską ławkę i tam posadził. Pocałował go, teraz już bardziej dla uśpienia czujności Draco. Przeniósł dłonie na jego plecy, pod palcami wyraźnie wyczuł kręgosłup. Mógł zbadać kształt każdego kręgu. Przyciągnął go do siebie ciaśniej w rozpaczliwej próbie uchronienia Draco przed światem. Już go nie całował, jedynie przytulał do siebie. Wszelkie podniecenie minęło. Harry poczuł jakby obudził się z jakiegoś snu. Znowu to zrobiłem, pomyślał.
- Co oni ci zrobili? – Zapytał bardziej siebie, niż jego.
Draco widocznie otrzeźwiał, bo odsunął się i spojrzał mu w oczy. Najpierw jego twarz ozdobiło zdziwienie, potem szok, a na końcu wyglądał jakby miał się rozpłakać. Obaj wrócili do rzeczywistości.
Z ust blondyna wydobył się jęk, będący mieszanką desperacji i strachu. Harry słysząc to, zaniemówił. Nagle przyszedł mu do głowy obraz Lucjusza ryjącego coś na skórze Draco, kiedy przyłapał ich na korytarzu. Pchany przeczuciem odsłonił prawe ramię chłopaka i prawie się cofnął. Wyryte krwawe pismo zajmowało całe przedramię. Zdjął rękaw szaty i zobaczył, że pismo sięgało niemal do nadgarstka. Gwałtownie wciągnął powietrze. Domyślał się, co znajdzie na lewej ręce, ale nie uczynił żadnego gestu by to sprawdzić.  Stał między nogami, siedzącego na ławce Draco, trzymając ręce na jego szacie i patrzył. Blondyn natomiast sprawiał wrażenie jakby nie oddychał, a w ciemności jego oczy pobłyskiwały.
Harry nie wiedział ile tak trwali, ale po pewnym czasie Draco oparł czoło o jego pierś.
Malfoy dopiero po kilku minutach poczuł, jak Potter kładzie swoje dłonie na jego plecach. Zupełnie nie wiedział, co teraz zrobić. Przez moment chciał uciec, ale wiedział, że Harry pobiegnie za nim. Dał się podejść i teraz musi zapłacić za swój błąd. W jakimś irracjonalnym odruchu nagle poczuł, że do oczu napływają mu łzy. O nie! Nie pozwolił, aby płakały, kiedy go wykorzystywano, teraz też nie może. Jednak jego ciało wbrew jego woli zaczęło drżeć w niemym szlochu.  I w tym momencie chciał prosić o pomoc, bo bezwzględnie jej potrzebował. Milczał jednak.
- Draco. – Odezwał się Harry.
Moje imię, pomyślał chłopak.
- Pomogę ci, tylko pozwól…
Dłoń Draco zacisnęła się na rękawie jego szaty, jako znak sprzeciwu.
- Draco, proszę.
Znowu je powiedział.
- Nie możesz. – Wyszeptał zachrypniętym głosem. – On nas zabije.
- Dobrze, nic nie zrobię. – Ten argument go przekonał i postanowił przemyśleć tą kwestię. – Ale teraz pójdziemy razem do Dumbledorea.
Draco niespokojnie się poruszył i zrobił gest jakby chciał uciec. Harry zrozumiał, że na to również się nie zgadza.
- W takim razie pójdziemy do Pani Pomfrey, musisz się o czymś dowiedzieć, ponieważ ponownie cię wykorzystałem, nie będąc tego świadomy. – Powiedział tonem niecierpiącym sprzeciwu. Co sprawiło, że Draco w końcu podniósł głowę i spojrzał na niego. Jego warga drgała zupełnie jak wtedy, kiedy się pobili i powiedział mu, że nigdy by go nie dotkną, ze stanowczym obrzydzeniem w głosie. Teraz nie był tego taki pewny. Wyglądał na skrzywdzonego i kruchego w postawie. Harry wiedziała jednak, że był inny. Chłopak siedzący przed nim był ofiarą. Chwilowo się poddał, ale wyjdzie z tego, był tego pewien. I Harry już nie obwiniał go o wstąpienie do śmierciożerców. Dorastał wśród nich, żył między nimi i z pewnością nie miał wyboru.
Harry odszedł od nieruchomego Draco i podniósł leżącą na podłodze pelerynę niewidkę, poskładał ją i włożył do kieszeni szaty. Malfoy wciąż otępiały doprowadził swoje ubrania do staniu względnie dobrego i powoli zszedł z ławki. Kiedy staną, odkrył, że nogi mu drżą.
- Dlaczego chcesz mi pomagać? – Zapytał w końcu, po kilku minutowej walce w głowie. Pytanie to nurtowało go i nie potrafił zrozumieć pobudek chłopaka. Przecież go nienawidził, tak jak on jego, chyba.
- Bo jestem Harrym Potterem – Przyznał, wzruszając ramionami. Tonem tak lekkim, zupełnie jakby mówili o quidditchu.
Pieprzona gryfońska głupota, pomyślał Draco i bardzo powoli ruszył za Harrym do wyjścia.      
      


_________________________________________
Dzięki za przeczytanie i zachęcam do podzielania się ze mną swoją opinią w komentarzu. Zapraszam także na facebooka : like_us_on_facebook_logo_png_3191292~Megami

Komentarze

  1. ~Cennetyn Black30 grudnia 2015 08:20

    *- Dlaczego chcesz mi pomagać? – Zapytał w końcu, po kilku minutowej walce w głowie. Pytanie to nurtowało go i nie potrafił zrozumieć pobudek chłopaka. Przecież go nienawidził, tak jak on jego, chyba.
    - Bo jestem Harrym Potterem – Przyznał, wzruszając ramionami. Tonem tak lekkim, zupełnie jakby mówili o quidditchu.*


    Fantastyczny fragment :D Bardzo ładnie opisujesz sceny, szczegółowo co ja bardzo cenię w opowiadaniach.Ogólnie cała fabuła jest świetna. Życzę dużo dużo weny :)

    Pozdrawiam, Cennetyn Black

    PS Zapraszam do mnie :D http://harrypotterilaskawszylos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz