Cisza i Ogień. Rozdział XII


Cisza i Ogień XII

Draco nigdy nie przypuszczał, że poczuje coś tak silnego, nagłego i zwalającego z nóg do osoby, którą przez wiele lat nieznosił. Przypuszczał, że nie będzie czuł czegoś takiego nigdy, do nikogo, bo przez wiele lat swojego życia uczony był pozbywania się takich emocji.
A teraz stał, jedynie w za dużym swetrze, obejmując Harryego Pottera, który zeszłej nocy robił z nim, rzeczy, które przyprawiały go o zawroty głowy. Pamiętając nagle wszystko. Poprzedni niepokój znikł, ale to, co czuł teraz wcale nie było lepsze. Chciał więcej. Więcej dotyku i pieszczot. I jeśli wcześniej sądził, że pocałunki Pottera są niesamowite, był w błędzie.
Nagle otrzeźwiony swoimi myślami, odsunął się od Harryego, wyplątując się z jego ramion.
- Uprawialiśmy sex… Razem. – Wymamrotał, czując, że człowiek nie może się tak czerwienić, bo to grozi podpaleniem. Piekła go cała twarz. Kochał się z Harrym Potterem!
  Zerknął na niego szybko, chcąc zobaczyć wyraz jego oczu, ale to, co widział przechodziło jego najśmielsze oczekiwania. Harry patrzył na niego ze strachem, pożądaniem i rosnącą frustracją.
- To było, cholernie głupie. – Skwitował brunet, kiedy cały szok minął. Jego ciało wracało do normalności, znikło odrętwienie mięśni i przeszywający ból w klatce piersiowej. Draco stał zaraz obok, na wyciągnięcie rąk i był bezpieczny. Zakręciło mu się w głowie i usiadł z powrotem na łóżku, przytłoczony powrotem wspomnień.
Draco przestraszył się nagłej zmiany w Harrym. Nie mogło być tak, że on teraz po prostu wyjdzie i nie dotknie go już nigdy więcej, bojąc się konsekwencji płynących z klątwy.
- Harry? – Zagadnął, naciągając rękawy swetra na dłonie i nerwowo je zaciskając w pięściach. Serce waliło mu, jak szalone. W tej chwili, nic nie miało znaczenia, oprócz poznania intencji chłopaka. Zapomniał nawet o Lucjuszu i wydarzeniach ostatnich dni. Zbliżył się do Pottera, błagając w myślach, żeby go nie odrzucał, bo miał wrażenie, że tego nie zniesie. Wydawało się to gorsze od gwałtów i tortur, jakie przeżywał. Nie mógł stracić chłopaka, zdawał się być jedynym fundamentem, na którym stoi. Bez niego, zostanie tu, w domu Weasleyów, bez cienia szansy na coś dobrego.

Harry wyciągnął niespodziewanie dłoń w jego kierunku, którą Draco zbyt ochoczo złapał, jego zdaniem. Uśmiechnął się, unosząc drażniąco brwi. Blondyn zdawał się tego nawet nie zauważyć, pozwolił Harryemu, przyciągnąć się bliżej i usiadł posłusznie obok niego. Twarz wciąż miał zarumienioną, a oczy wypełnione oczekiwaniem. To był widok tylko dla niego i wiedział, że nigdy nie pozwoli, żeby ktoś też zobaczył takiego chłopaka.
- Przyniosłem ci śniadanie. – Zagadnął, wskazując na zimną już jajecznicę. Widok jedzenia, przypomniał mu, że sam jeszcze nie dawno umierał z głodu. – Zjemy tu, a potem pomyślimy, co zrobić.
Draco skinął głową, nadal będąc niepokojąco cichym. Sięgnął po tace ze śniadaniem i spojrzał na jajka z odrazą. Zrobiło mu się nie dobrze. Pośpiesznie wypił sok dyniowy i odłożył jedzenie na szafkę, starając się nie myśleć o zapachu.
Harry zajęty pochłanianiem swojej porcji, najpierw w ogóle tego nie zauważył, dopiero, kiedy jego talerz opustoszał, spojrzał na blondyna.
- Nie dobrze mi. – Wyjaśnił Draco, zanim Harry zdążył zapytać. Złapał za skrawek kołdry i wszedł pod nią, odwracając się plecami do chłopaka.
Harry spojrzał na niego z niepokojem, nie spodziewał się, że Draco będzie tryskał energią, ale wczoraj wyglądał lepiej, niż kiedy tu przybył i miał nadzieje, że mu się poprawia. W zamian tego, usłyszał urywany szloch, tłumiony przez poduszkę. Lucjusz zniszczył syna, do ostatniej jego cząstki. Odczuwając znowu tą samą złość, co dwa dni temu, usiadł na skraju łóżka i dotknął ramienia blondyna.
- Obiecuje ci, że go zabije, zniszczę, tak jak on ciebie. - Oświadczył, tonem pozbawionym wątpliwości.
Draco się nie odezwał, nie czując się wstanie mówić pewnie. Wyciągnął dłoń z spod kołdry i złapał tą Harryego ściskając ją mocno. Czuł się zmęczony, nie spał dużo. Poczuł, jak Harry kładzie się obok niego i znacznie śmielej niż kiedykolwiek wcześniej, obejmuje go w pasie, kładąc jednocześnie głowę na jego ramieniu. Poczuł się bezpieczniej, co pozwoliło jego mięśniom się odprężyć i zanim się zorientował znowu spał.
***

Ron siedział zniecierpliwiony w salonie i zagryzał stres ciastkami, rozłożonymi na talerzach na stoliku. Zbliżała się kolacja, a z pokoju bliźniaków od śniadania nie dochodziły żadne dźwięki. Harry zapewniał go, że to klątwa karze mu być blisko Malfoya, ale to przechodziło już jakiekolwiek pojęcie. Przecież musi chociażby jeść, blondyn z resztą też, ale o niego Ron nie martwił się aż tak bardzo. Jedynie troszeczkę. Nadal czuł się nieswojo, kiedy przypominał sobie przerażoną twarz Malfoya, zaraz po tym, jak go dotknął. Nie lubił go, ale współczuł mu teraz, kiedy wiedział, co musiał przeżywać. Nie znaczyło to jednak, że akceptował go w jego domu i w pobliżu Harryego.
Przełknął ciastko i wstał nagle, zmierzając od razu na górę. Pokonał stopnie po dwa na raz, błyskawicznie znajdując się przed drzwiami do pokoju bliźniaków. A co jeśli Malfoy, zamordował tam Harryego i uciekł. Może taki był jego plan? Albo współpracuje z Vlodemordem i wszystko było ukartowane. Przerażony własnymi myślami, złapał za klamkę z zamiarem wtargnięcia do pokoju.
- Ron! Co ty robisz? – Wrzasnęła Hermiona, zbiegając ze schodów, na wyższe piętro. Ron odskoczył, jak oparzony od drzwi i zmierzył dziewczynę zdecydowanym spojrzeniem.
- To nie normalne żeby tyle tam siedzieli. Przecież jest już wieczór. – Ron miał podniesiony głos i zdawał się przygotowany na każdy kontrargument. Nie ważne, co powie przyjaciółka, chciał otworzyć te drzwi.
Hermiona, pokonała ostatnie stopnie i stanęła przy Ronie, spoglądając na jego poczerwieniałą twarz. Westchnęła głośno.
- Wszyscy krążycie koło tych drzwi, jak szaleni – skwitowała, zerkając na ciemne drewno, dzielące ich od Harryego. – Nic mu nie będzie. Malfoy jest nie groźny – dodała po chwili, jakby czytając Ronowi w myślach.
- Byłbym spokojniejszy, gdyby jednak stamtąd wyszedł – jęknął, wciąż z niepokojem obserwując drzwi. – Może zapukamy?
Zanim jednak udało im się to, chociaż przemyśleć z dołu rozbrzmiały dźwięki szczękania talerzy i sztućców. A schody zaskrzypiały, kiedy pani Wesley zaczęła wspinać się po stopniach na górę. Zmierzyła Rona i Hermione zdziwionym spojrzeniem, zupełnie się ich tu nie spodziewając.
- Co wy tu robicie? – Zagadnęła, zerkając na zamknięte drzwi.
- Yyyy… - Zaczął bardzo elokwentnie Ron, ale Hermiona przewracając oczami, weszła mu w słowo.
- Mieliśmy właśnie wołać Harryego i Draco na kolacje. – Wyjaśniła szybko, szturchając Rona pod bokiem, kiedy ten otwierał usta, żeby wygłosić swoją pełną obawy mowę o Malfoyu.
- Najwyższy czas, nie wychodzą od śniadania. – Kobieta machnęła różdżką stronę kuchni i ponownie spojrzała na zebranych teraz wyraźnie rozdrażniona.
- No właśnie! – Zagadnął się Ron, nagle bardziej ożywiony, znajdując poparcie dla swoich racji. Hermiona ponownie przewróciła oczami, ale odeszła krok pod przyjaciela dając mu wolną rękę.
Ron niemal od razu sięgnął po klamkę, ale ta sama się przekręciła i rudzielec niemal zderzył się czołami z zaskoczonym Harrym. Pani Weasley westchnęła przerażona i złapała się za pierś.
- Na Merlina, Harry, ale mnie przestraszyłeś – krzyknęła. – No prędko, zejdźcie na kolacje, skoro już tu stoicie. – I mówiąc to już schodziła po skrzypiących stopniach, ponownie machając różdżką, tym razem już we wszystkie kierunki.
Ron wyprostował się szybko i odruchowo spojrzał za ramie Harryego szukając nieproszonego gościa. Hermiona ponownie dźgnęła go w bok, mrucząc pod nosem żeby się opanował. Chłopak nie miał jednak zamiaru niczego ułatwiać Malfoyowi, jeśli blondyn ma zamiar nadal się chować to sam go wyciągnie i wyjaśni zasady panujące w tym domu. Co było oczywiście grubą przesadą, bo póki, co Draco nic nie zrobił.
- Stoicie tu cały dzień? – zagadnął Harry, ziewając i przeciągając się.
- No, co ty, Harry? – Ron poczerwieniał i nagle mniej zacięty odszedł dwa kroki dając przyjacielowi miejsce do przejścia.
- Ron, spędził tu tylko pół dnia – skwitowała Hermiona, uśmiechając się szyderczo. – Chyba bardzo się martwił, czy Draco nic ci nie zrobi.
Ron poczerwieniał jeszcze bardziej, teraz mamrocząc coś pod nosem.
- Jak widać, jest cały i zdrowy. – Draco wychylił się powoli z zza pleców Harryego, chcąc brzmieć lekko sarkastycznie, ale wciąż był zachrypnięty i skrępowany miejscem, w jakim się znajdował, skutkiem, czego nie wyszło mu najlepiej. Zmierzony ponurym spojrzeniem przez Rona, złapał się za skrawek szaty Harryego ponownie czując się zagrożonym, jak kiedy tu przybył.
Hermiona wymieniła z nim szybkie spojrzenia, marszcząc brwi. Od razu pożałował, że spojrzał w jej stronę. Puścił szatę Pottera i stanął za nim pewniej, prostując się.
Harry nie wyglądał na złego, zaśmiał się tylko, czując się zadziwiająco odprężonym. Poklepał Rona po ramieniu i ruszył ku schodom.
- Zasnęliśmy na dobre, nawet nie wiedziałem, że potrzebuje tyle snu. – Zażartował. – Ale wiem na pewno ile trzeba mi teraz jedzenia.
Ron od razu się rozluźnił, odnajdując swojego przyjaciela, którego obawiał się stracić, wraz z pojawieniem się Malfoya. Draco został trochę z tyłu, kiedy schodzili do kuchni. Hermiona szła zaraz za nim i przyglądała mu się uważnie. Poczuł nagle, że pocą mu się dłonie, na myśl, że dziewczyna może się domyślać, co zrobili z Harrym.

Obudził się obok Harryego, leżąc bardzo blisko niemal się do niego przytulając. O zgrozo, była to najprzyjemniejsza pobudka w całym jego życiu. Odkrył też, że patrzył teraz zupełnie inaczej na bruneta. Nie potrafił sobie przypomnieć, za co tak właściwie go nienawidził. Jakby ostatnia noc wyznaczała linię dzielącą go od poprzedniego życia, pełnego pogoni za uznaniem ojca i masą bólu. Wiedział, że to klątwa. Miał przynajmniej nadzieje, że to wie. Chociaż gdzieś z tyłu głowy, szeptał mu jakiś głos, że czuje to tak samo, jak dwa dni temu, zanim… no właśnie.
Ustalili z Harrym, że nikt się o tym nie dowie, w końcu mieli nad sobą panować, a wystarczył im jeden wspólny dzień i było już po wszystkim. Oczywiście Pani Pomfrey pewnie się domyśli, tego byli pewni, ale nikt inny nie musiał wiedzieć. A teraz Hermiona zachowywała się zupełnie tak, jakby się dowiedziała.
Przełknął głośno ślinę i przyśpieszył kroku. W tym miejscu zawsze był na straconej pozycji, więc dla swojego bezpieczeństwa nie chciał wdawać się w dyskusje.
- Siadajcie. Szybko zanim wszystko wystygnie. – Pani Weasley, machnęła na nich ręką, poganiając.
Na stole stały już potrawy na talerzach i półmiskach parując zachęcająco. Ginny sięgała właśnie po sałatkę, kiedy jej oczy spotkały się z tymi Harryego, przerwała nagle, posyłając chłopcu czarujący uśmiech.
Draco poczuł, jak coś go ściska w środku i pchany tym dziwnym niepokojem usiadł obok Harryego najbliżej, jak się dało. Dziewczyna nie wydała się zniechęcona, nadal gapiła się na chłopaka, niby przypadkiem bawiąc się włosami. Merlinie, ona podrywała Pottera, przeszło mu przez myśl.
- W porządku? – Głos Harryego, przywrócił go do rzeczywistości. Kiwnął głową w potwierdzeniu i spojrzał na stół. Zaburczało mu w brzuchu. Nie jadł nic cały dzień, ale nie koniecznie był przekonany, że będzie wstanie. Wciął mdliło go na wspomnienie porannej jajecznicy.
- Weź sobie, co chcesz, Draco. – Pani Weasley usiadła przy brzegu stołu, spoglądając na niego z troską. – Pewnie zwykle jadałeś lepiej, ale u nas też się najesz. – Wyglądała na zakłopotaną mówiąc to. Ron zamarudził, sięgając po przysmażone kiełbaski, że dla nich nigdy się aż tak nie stara. 
- Dziękuje, myślę, że zjem nawet lepiej niż w domu. – Postarał się o lekki uśmiech wdzięczności mówiąc to. Zawsze chciał zobaczyć, jak wygląda normalny posiłek, w zwyczajnym domu i poczuł się nadzwyczajnie dobrze, widząc zadowolenie pani Weasley. Sięgnął do półmisków, wybierając wszystko, co wydawało się spowodować najmniej sensacji żołądkowych. Na chwilę zapomniał nawet o wrogich spojrzeniach Rona i Ginny, jedząc w tak odmiennej atmosferze niż dotychczas.

- Artur powinien niedługo być. – Molly odezwała się nagle, zagłuszając mlaskanie Rona. – Powinien już wiedzieć, kiedy będziecie mogli wrócić do szkoły. – Tu szczególnie zerknęła na Draco.
Blondyn poruszył się niespokojnie, nagle zdając sobie sprawę, że będzie musiał wrócić do ślizgonów i spróbować wciąż grać syna Lucjusza, wiernego sługę Czarnemu Panu, przed tymi, którzy tak sądzą i udawać swoje zwyczajowe „ja” przed resztą. Wcześniej o tym nie pomyślał. A jeśli, już wiedzą, co zrobił ojcu i go wydadzą? Zerknął odruchowo na Harryego, ten wyglądał na spokojnego, jedząc kanapki. Jak on może zachowywać taki spokój? Całe szczęście, że nagły huk przed domem wyrwał go z rozmyślań, bo był pewny, że nie wiele dzieliło go od ataku paniki.
Pani Weasley poderwała się z krzesła, a za nią i reszta, zanim jednak zdążyli dobiec do drzwi te się otworzyły i do domu wszedł pan Weasley, dziwnie potargany i wstrząśnięty. Rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby sprawdzał czy wszystko jest na swoim miejscu.
- Czyli zdążyłem – oznajmił. – Molly, Minister tu zmierza. – Złapał żonę za rękę i przeprowadził do kuchni, żeby zaraz z powrotem wrócić do stołu. – Hermiono, zabierz Draco na górę i postarajcie się być cicho. Lepiej żeby Ministerstwo nie wiedziało, gdzie jest teraz pan Malfoy.
Hermiona skinęła głową i wstała od stołu gotowa pobiec na górę. 
- Może to jednak ja z nim pójdę. – Wtrącił Harry..
- O, nie, nie. Obawiam się, że to z tobą będzie chciał rozmawiać. – Artur przeczesał palcami swoje rude włosy, nadając im lepszego wyglądu, kiedy Molly poprawiała mu szaty, wyjmując z nich małe gałązki i liście.
Draco wstał i z wyraźnym wahaniem ruszył za Hermioną. Obejrzał się jeszcze za siebie sprawdzając reakcje Harryego i oglądając się na drzwi. Przeszedł go dreszcz. Pokonał szybko stopnie i z powrotem znalazł się w swoim małym więzieniu. W pokoju było ciepło i pachniało wygrzaną pościelą, usiadł na łóżku i zmierzył wzrokiem Hermione zajmującą miejsce na przeciwnym posłaniu. Przez pierwsze piętnaście minut panowała między nimi cisza. Draco zaczął nerwowo skubać rękaw swetra, wyciągając z niego pojedyncze nitki. Zauważył, że miał coraz więcej takich nawyków. Lucjusz byłby wstrząśnięty. Na tą myśl poczuł dziką satysfakcję, która szybko ustąpiła zaniepokojeniu, kiedy z dołu zaczęły dochodzić odgłosy rozmów. Pani Weasley brzmiała jakby płakała. Draco spojrzał mimo wolnie na Hermione.
- Percy, się zjawił, to długa historia. – Rzuciła mimochodem nawet nie zerkając na blondyna. W skupieniu nasłuchiwała, wyraźnie rozdrażniona, że nie ma jej na dole.
Draco o nic już nie zapytał, usiadł pewniej na łóżku opierając się plecami o ścianę i także próbował dosłyszeć, co działo się przy kolacji. Przez chwilę udało mu się nawet usłyszeć Harryego, ale szybko ucichł, a w zamian tego trzasnęły drzwi wejściowe. Złapał w płuca więcej powietrza niż to było konieczne, czując ponownie, że nie jest tu bezpieczny. Zaczynał być zmęczony ciągłym czuwaniem, a to był dopiero początek. W Hogwarcie nie spodziewał się czuć lepiej. Potrzebował poznać sytuacje, chciał wiedzieć, jak ma się teraz zachowywać, do czego odnosić. Dumbledore raczej się tu już nie zjawi, więc jedyna nadzieja była w Panu Weasley. Tylko jak z nim porozmawiać? Człowiek ten przyjął go tu bez oporów, tak przynajmniej sądził, ale stosunek, w jaki Draco odnosił się do dzieci Weasleyów mógł wpłynąć na niezbyt pochlebną opinie o jego osobie. Przełknął nerwowo ślinę. Więc, to tak się żyje z konsekwencjami błędnych wyborów?

Hermiona obejrzała się nagle po pokoju, nie słysząc nawet oddechu Draco. Zmierzyła go dokładnie wzrokiem, nie omijając też niczego wokół niego.
- Co zrobisz, kiedy to wszystko się skończy? – zagadnęła, przerywając ciszę. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony nie rozumiejąc pytania, a to odbiło się w jego oczach. Hermiona założyła nogę na nogę.
- Kiedy klątwa zniknie, nie będzie Harryego, który cię ochroni, będziesz zdany na siebie i swoje wybory. Co zrobisz? – Dziewczyna zdawała się czerpać satysfakcje, z malującej się na twarzy Draco, paniki. Szare tęczówki spojrzały nerwowo na drzwi, a chwilę później przybrały wyraz bardzo dobrze znany Hermionie. Malfoy wyglądał, jak dobrze jej znany ślizgon, regularnie rzucający wyzwiskami. Jego usta skrzywiły się w paskudnym grymasie.
- Bawi cię to, Granger? – Warknął, spoglądając wyzywająco na dziewczynę.
- Przeciwnie, jest mi cię nawet szkoda. – Hermiona nie pokazała po sobie zaskoczenia na tą nagłą zmianę w Draco. Patrzyła na niego spokojnie. – Wyglądasz żałośnie. Schowany wśród ludzi, którymi tak otwarcie gardziłeś. – Przerwała na chwilę, oczekując reakcji na swoje słowa, ale Draco milczał. – Nie uwłaczają ci już szlamy, przebywające z tobą w jednym pokoju? Potrafisz, chociaż wyciągnąć jakieś wnioski z tej sytuacji? Czy po prostu chowasz się tu, bo tak ci było wygodnie? Bo Harry uparł się, żeby ci pomóc? Bo tu, twoim zdaniem, nikt nie ukarze cię za twoje błędy? – Hermiona wstała, oddychając szybko. Czuła, jak żal zbierający się przez lata, nagle wychodzi z niej razem ze słowami. Patrzyła na blondyna z góry, wbrew zdrowemu rozsądkowi, krzycząc wszystko, co dwano chciała powiedzieć. Pamiętając, jak będąc dziewczynką, płakała, bo on nazwał ją szlamą. Teraz miała przewagę i brak pohamowań, żeby tego nie wykorzystać.
- Odpowiedz mi! – Krzyknęła, zdecydowanie za głośno.
Maska Draco nawet nie drgnęła, tylko jego palce zaczęły szybciej skubać rękaw swetra.
- Każdy w tym domu drży, bo ty tu jesteś. Pani Weasley ciągle spogląda w okno, nasłuchuje czy przy jej domu nie czają się śmierciożercy. Nawet Harry. Siedzi tu z tobą, trzymając się z dala od Rona, Ginny i reszty Wesleyów. Próbuje nie dopuścić do grupowej napaści na ciebie. Widziałeś, jak wygląda? To nie jest Harry, którego znamy. Ten obecny ciągle myśli i martwi się. – Przeszła po pokoju, zaciskając dłonie w pięści. – Powiedz coś, Malfoy! – Złapała za poduszkę i rzuciła nią w chłopaka.
Draco miał w głowie tyle myśli, że był gotowy krzyczeć, byle je tylko zagłuszyć. Był zły na dziewczynę, nie rozumiejąc, dlaczego ona mówi te wszystkie rzeczy. Czy nie było oczywiste, że on to wie?
Patrzył na nią dopóki się nie uspokoiła i nie usiadła z powrotem na łóżku. Chciał wstać, ale odkrył, że cały drżał. Dłonie trzęsły mu się okropnie, naciągnął na nie rękawy swetra i schował je między nogami, chcąc ukryć przejaw emocji.
- Wydaje ci się, że wiesz o mnie wszystko. – Rzucił po chwili, kiedy jego ciało się uspokoiło i zapanował nad tłokiem myśli w swojej głowie. – Ale tak nie jest. – Nie chciał brzmieć wyniośle, ale bał się, że dziewczyna przejrzy jego duszę, kiedy nie próbował się zasłaniać sarkazmem. –  I nie musisz krzyczeć, to nie sprawia, że rzeczy docierają do mnie bardziej.
Hermiona prychnęła wściekle, ale nie przerwała Draco.
- Nie wiem, co zrobię. Tyle. – Głos mu się załamał, ale szybko odchrząknął próbując to ukryć. Skulił się w rogu łóżka i spojrzał przez okno na ciemne niebo, chcąc odizolować się do Hermiony.
- Tylko tyle? – Dziewczyna wydawała się rozczarowana.
- Czego ty chcesz, Granger? – Teraz to Draco krzyknął, zrywając się nagle z miejsca. Złapał za rękaw swetra i podciągnął go, ukazując Mroczny Znak. – Myślisz, że nie zdaje sobie sprawy, w jakim cholernym kłamstwie dorastałem? Kazali mi to przyjąć, wiec teraz to mam. – Spojrzał z obrzydzeniem na swoje przedramię. – I uwierz ciągłe pieczenie nie pozwala mi o nim zapomnieć. Czego chcesz? Mam cię przeprosić, bo nazwałem cię szlamą?
Usta Hermiony otworzyły się, ale nic nie powiedziała, widocznie zaskoczona, że Draco wyciągnął tą sprawę.
- Wszystko, co mówisz jest prawdą i ja o tym wiem. Ale nie zamierzam ściągać tu śmierciożerców i nie chcę zmuszać Harryego, żeby mi pomagał.
Jeśli Draco chciał jeszcze coś powiedzieć, przerwało mu nagłe wtargnięcie do pokoju Rona. Chłopak spojrzał na niego dziko.
- Jeszcze ty. - Burknął Draco, przewracając oczami. Objął się za łokcie i odszedł kilka kroków od rudzielca. Nie wiedzieć czemu, chłopak wzbudzał w nim lęk.
- Co wy tu robicie? Mieliście być cicho. – Żachnął się Harry, przepychając się przez Rona. Spojrzał podejrzliwie na Hermionę, a potem na Draco. Szare tęczówki wyglądały, jak niebo podczas sztormu.
Stanął przed blondynem i zasłonił go sobą, jak zwierze broniące zdobyczy, rozejrzał się po pokoju, szukając zagrożeń. Ron zmarszczył brwi, zerkając na Hermione. Draco złapał dłoń Harryego, wyciągniętą w jego strone. Dziewczyna pobladła.
- Teraz rozumiem. – Odszukała wzrok blondyna, upewniając się, czy dobrze wnioskuje. Draco od razu zmienił nastawienie, kiedy Harry stanął obok niego. Spotulniał.
Harry nie miał widocznie zamiaru się z niczym już kryć, otwarcie ściskając dłoń blondyna.
Ron usilnie starał się udawać, że tego nie widzi. Zerkał po ścianach i meblach, wiercąc się w miejscu, jakby szukał pretekstu, żeby wyjść.
Harry westchnął ciężko, przecierając czoło dłonią.
Draco od razu pomyślał o słowach Hermiony. Zobaczył cienie pod oczami i niezdrową bladość na jego twarzy. Chyba naprawdę uważał Harryego za niezłomnego, a był tylko chłopcem z wielkimi problemami. Tak jak on.

Hermiona opanowała chęć wypatroszenia Malfoya i przeniosła wzrok na Harryego.
- Co chciał Minister? – Zagadnęła, przesuwając się nieznacznie, kiedy Ron usiadł obok niej. Chłopak zerkał na Draco, oczekując, że ten zrobi coś zagrażającego im wszystkim albo, chociaż powie coś chamskiego. Chciał mieć jakikolwiek powód, żeby przestać czuć to idiotyczne poczucie winy.
Harry ponownie westchnął, ale tym razem wyglądał na wściekłego.
- Chciał mnie koniecznie przekonać do poparcia Ministerstwa. – Fuknął.
- To niedorzeczne. – Hermiona zapomniała nagle o burzliwej wymianie zdań z Draco i jej oczy zapłonęły złością, na nowe wieści.
- Powinieneś powiedzieć o tym Dumbledorowi. – Zaproponował Ron.
- Wiem. Myślę, że Ministerstwo będzie jeszcze próbowało mnie przekonać. W końcu gdyby Wybraniec ich poparł, odzyskaliby nieco na opini.   
- Ale to bezczelne! Czy Minister nie pamięta, jak otwarcie Ministerstwo krytykowało ciebie i Dumbledora, twierdząc, że jesteście szaleni? – Hermiona poczerwieniała ze złości, a jej głos wydał się zdecydowanie za wysoki. Ron odsunął się od niej, lekko ogłuszony.
- Pan Weasley powiedział to samo – skwitował Harry, wzruszając ramionami. – Odmówiłem mu dość stanowczo nie kryjąc oburzenia, ale nie wydawał się zniechęcony.
Draco poczuł się nagle bardzo wykluczony. Nie wiedział o Harrym nic o prócz tego, co sam sobie o nim wymyślił, albo usłyszał. Weryfikacja poglądów wciąż była silnie dezorientująca.
Czuł, że nie powinien brać udziału w tej rozmowie, ale nie mógł też tak po prostu wyjść.  Wiedział, co nieco na temat Ministerstwa. Lucjusz doskonale kontrolował sytuacje i wiedział o każdych planach. O naglącej potrzebie pozyskania przychylności Harryego też słyszał. Pamiętał, jak ojciec wyśmiewał żałosne próby ratowania reputacji Ministerstwa. Mimo, że był przeciwny większości poczynań głównego urzędu czarodziejskiego, nawet on obiektywnie uważał to za idiotyzm. Nie wtrącił się do rozmowy, postanawiając porozmawiać o tym z Harrym, kiedy będą sami. Do tej pory o tym nie myślał, ale nagle do jego głowy przyszła myśl, która mogła pomóc mu w przyszłości. Wiedział na pewno, że nie wróci do domu i nigdy więcej nie zaangażuje się w pomoc śmierciożercom i Czarnemu Panu.  Jednak był częścią ich świata i posiadał sporo informacji, które śmiało mógłby przekazać Dumbledorowi. To na pewno zapewniłoby mu ochronę, kiedy klątwa zniknie, ale pomogłoby też zemścić się. Przypomniał sobie twarz mężczyzny, który tak ochoczo realizował jego karę. Przysięgał sobie, że któregoś dnia znajdzie go i sprawi, że będzie błagał o śmierć. Niespodziewanie wszystko stało się łatwiejsze niż dotychczas.

- Zejdźcie na dół. – Krzyknęła Pani Weasley z kuchni. Draco nie wiedział ile czasu minęło i o czym toczyła się rozmowa, bo pochłonięty swoimi myślami, zupełnie stracił poczucie czasu. Wszyscy od razu wstali i ruszyli za głosem gospodyni. Zanim Draco przekroczył próg, Harry zamknął mu drzwi przed nosem i spojrzał wymownie, unosząc jedną brew. Jeszcze zanim chłopak zapytał wiedział już, o co chodzi.
- Czemu tak krzyczeliście?
Draco nie wiedział właściwie, co ma powiedzieć. Musiał jednak to zrobić, bo w przeciwnym razie zrobi to Hermiona i znowu znajdzie się na straconej pozycji. A o to musiał teraz walczyć, jak jeszcze nigdy.
- Granger, uważa, że cię wykorzystuje. – To zdanie wypłynęło z jego usta samoistnie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że obraża przyjaciółkę Harryego i bezpowrotnie traci prowadzenie. Serce mu przyśpieszyło gwałtownie.
Harry milczał przez chwilę patrząc tylko na niego, a kiedy w końcu zaczął mówić nie wydawał się zły.
- A jest tak? – Założył ręce na piersi i oparł się o drzwi. – Bo musi być jakiś powód tego, że tak się teraz denerwujesz.
Draco najpierw nie zrozumiał, ale szybko przypomniał sobie o klątwie i nowej zdolności Harryego. O ironio, on nie wyczuwał niczego od Pottera, a bardzo by tego teraz chciał.
- Nie. Przecież wiesz, że nie chciałem twojej pomocy. – Przypomniał, starając się wykorzystać najbardziej sensowne argumenty, jakie przychodziły mu do głowy.
- Wiem. Dlatego nie rozumiem, czemu się tak denerwujesz.
Draco nie miał pojęcia, jak wyrazić to, co chciał powiedzieć. Po prostu zależało mu na tym, żeby Harry myślał o nim dobrze. Nigdy nie zabiegał o czyjąś uwagę, z wyjątkiem ojca, ale to zupełnie inny rodzaj relacji. Nie wiedział, jak się mówi takie rzeczy.
- Mogłem jej trochę naubliżać. – Wymamrotał pod nosem.
- Nic nowego. – Harry odsunął się od drzwi i sięgnął do klamki.
Blondyn poczuł dziwaczne ukłucie w piersi. Nie taka powinna być reakcja Harryego. Czy on jest rozczarowany? Nie myśląc, co robi złapał za dłoń chłopaka uniemożliwiając mu otwarcie drzwi.      
- Nie zrobiłem tego specjalnie, to ona mnie zaatakowała pierwsza. – Wytłumaczył szybko na jednym wydechu.
Harry chyba zrozumiał. Uśmiechnął się lekko i nachylił nad blondynem łapiąc jego podbródek w palce. Draco był przekonany, że brunet go pocałuje, ale nie zrobił, tego nagle się odsuwając i otwierając drzwi. Pierwszy raz przeklinał klątwę nie za jej działanie, a za brak działania. Uspokoił się reakcją Harryego, więc on już nie czuł potrzeby, żeby się do niego zbliżyć. Powinien się zaniepokoić swoimi myślami, ale nie potrafił przekonać siebie, że to złe.        

                Na dole oprócz przebywających tam wcześniej, był też Bill i Fleur. Mężczyzna uważnie wodził wzrokiem za Harrym i Draco. Nadal poważniej traktując zadanie pilnowania Pottera.
Pan Weasley podniósł się z krzesła, kiedy Draco pokonał ostatni stopień i w zdezorientowaniu rozglądał się za miejscem dla siebie.
- Dobrze, skoro wszyscy już jesteśmy – zaczął, wskazując chłopcom miejsca przy stole. Jedzenie znikło, a w zamian na blacie stała tylko zapalona świeczka. Płomyk podskakiwał wesoło, nie pasując do panującej atmosfery. – Sytuacja wygląda tak, że Dumbledore chce, żeby Harry razem z Draco wrócili do Hogwartu możliwie najszybciej. – Znowu przerwał, zakładając ręce za plecy. – Lucjusz nadal nie odzyskał świadomości, ale nie możemy być pewni, że personel Świętego Munga jest zupełnie samodzielny. Aurorzy donosili już o podejrzeniach imperiusa. Oczywiście, nie możemy otwarcie zabrać stamtąd Lucjusza, bo to mogłoby wywołać nie potrzebne reakcje ze strony śmierciożerców.
Co do ciebie, Draco. Wrócisz do ślizgonów i staraj się nie demonstrować swojej zmiany stron.
Ron nagle prysnął, jakby urażony przypuszczeniem, że Malfoy może być tym dobrym. Molly spiorunowała go wzrokiem.
- Dopóki Lucjusz jest nieprzytomny, nie potwierdzaj niczego i niczemu nie zaprzeczaj. Zachowuj się tak, jak poprzednio. Przy odrobinie szczęścia wina spadnie na twoją matkę.
- Jak to?! – Draco wstał gwałtownie. Harry złapał go za przedramię i spróbował wrócić na zajmowane miejsce, ale chłopak zupełnie zignorował jego próby.
- Narcyza jest bezpieczna, ty jesteś Strażnikiem Tajemnicy, nikt jej nie znajdzie. – Artur szybko wyjaśnił nie bawiąc się w ładne epitety. – Z resztą to jej pomysł. Dumbledore ma jej list do ciebie, dostaniesz go po powrocie do Hogwartu.
Draco nie wyglądał na przekonanego, ale usiadł.
- A co jeśli Pan Malfoy się obudzi? – Zagadnęła Hermiona, przywołując tym pytaniem zatroskanie na twarzy państwa Weasley. Molly odruchowo pogładziła ramię Draco, bardzo go tym zaskakując.
- Zapewne będzie chciał dostać Draco. Niewykluczone, że pojawi się w szkole. – Artur przeszedł się kilka kroków tam i z powrotem. – Powiedziałbym raczej, że to wysoce prawdopodobne. – Spojrzał bezpośrednio na Draco, zaglądając w jego niespokojne szare tęczówki. – Nigdy nie zgodzisz się wrócić z nim do domu, rozumiesz?
Blondyn pobladł i znieruchomiał, wyglądając jakby od nowa przeżywał koszmar ostatnich miesięcy. Nawet Ron i Ginny wydawali się zaniepokojeni. Chłopak w niezrozumiałym dla siebie akcie heroizmu odezwał się nagle.
- Nie puścimy go tam z powrotem. – Zadeklarował, wywołując u Pani Weasley nagłe westchnienie wzruszenia.
Artur skinął głową na syna i przeniósł wzrok z powrotem na Draco.
- Musisz mi odpowiedzieć. To ważne. Pod żadnym pozorem nie możesz opuścić Hogwartu. W szkole i u nas jesteś bezpieczny, ale jeśli Lucjusz jakimś podstępem wyprowadzi cię na zewnątrz nie będziemy wstanie ci pomóc.
- Rozumiem. – Draco odezwał się po chwili, ale zrobił to bardzo cicho. Tylko skinienie głowy Harryego pozwoliło Arturowi stwierdzić, że potwierdził.
- Dobrze. – Westchnął, ale nie wydawał się odczuwać ulgi. Nadal spięty krążył po jadalni. – Dumbledore zapewne sam będzie chciał z tobą porozmawiać, więc więcej szczegółów dowiesz się wkrótce. Jutro rano, razem z Harrym przejdziecie siecią Fiuu bezpośrednio do szkoły. Hermiono. – Zwrócił się do dziewczyny. – Ron i Ginny wrócą dopiero po Nowym Roku, możesz u nas zostać albo iść z chłopcami. – Uśmiechnął się życzliwie i usiadł w końcu na krześle przy stole.
Zapadła pełna napięcia chwila milczenia, w której wszyscy patrzyli na Draco, po swojemu analizując to, co właśnie usłyszeli. Sam zainteresowany wstał nagle, głośno odsuwając krzesło.
- Mógłby Pan, porozmawiać ze mną na osobności? – Spojrzał na Pana Weasley z szczerą nadzieją, że mężczyzna nie odrzuci jego prośby. Było mu potwornie głupio przed Weasleyami i nie potrafiłby nic przy nich powiedzieć. Harry drgnął, czekając aż sam będzie musiał wstać. Widocznie przekonany, że Artur się zgodzi.
- Oczywiście. Możemy przejść do salonu, jeśli chcesz – zaproponował, wskazując ręką w tamtym kierunku. Draco skinął głową i pozwolił, żeby gospodarz poszedł przed nim.
- Nie musisz iść, Harry – uśmiechnął się lekko do chłopaka, widząc odbicie swojej posępnej twarzy w okrągłych szkłach. Zdusił w sobie irracjonalny lęk i poszedł do pokoju obok.

Pan Weasley zamknął za nimi drzwi i usiadł na fotelu wskazując miejsce na kanapie. Draco z wahaniem przyjął to zaproszenie. Ostatnim razem, kiedy tu był czuł się atakowany i niechciany. Odgonił od siebie nie potrzebne myśli skupiając się na tych istotnych.
- Mogę pomóc, wiem wiele o działalności Śmierciożerców. – Odezwał się, zanim mężczyzna zdążył to zrobić. Rude brwi powędrowały do góry. Artur wyprostował się w fotelu.
- To oczywiście wspaniała wiadomość. – Zaczął, ale przerwał nagle, jakby zastanawiał się nad doborem odpowiednich słów.  – Musisz wiedzieć, że jest wielu, którzy ci nie ufają, po mimo tego, co zrobiłeś, żeby wydostać się z domu. Umieszczenie cię tu, było moją decyzją, okupioną wieloma burzliwymi dyskusjami. Są tacy, którzy sądzą, że szpiegujesz dla Voldemorda.
Usta Draco otworzyły się w niemym proteście, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo Artur uciszył go gestem dłoni.
- Dumbledore, z chęcią wysłucha wszystkiego, co będziesz chciał nam przekazać. Jednak nie licz, że zaangażujemy cie w tajemnice Zakonu. Pomijając, że nawet Harry jest trzymany od tego z daleka.
Malfoy w skupieniu słuchał Pana Weasleya, kiwając głową na znak, że rozumie. Nie zależało mu na aktywności przeciwko Czarnemu Panu, jeszcze nie teraz. Chciał pozbyć się wszystkiego, co mu ciążyło i pomóc na tyle ile będzie mógł.
- A co się tyczy Lucjusza, bo to też cię pewnie interesuje, będziemy cię informować na bieżąco.
- Czy Dyrektor, nie może mu zabronić wstępu do szkoły? – Zapytał, ignorując zawstydzenie rozchodzące się po jego ciele. Chociaż sam nie wiedział, czego się wstydził. Strachu przed ojcem?
Artur przyjrzał mu się dłużej niż to było konieczne, zanim odpowiedział.
- Oficjalnie nie jest o nic podejrzany, a jako rodzic ma prawo pojawić się w szkole – wyjaśnił. – Nie musisz się już bać Draco, nie zrobi ci krzywdy. Jeśli się zjawi, będziesz pilnowany. Dumbledore na pewno nie zostawi cię bez ochrony.
- Dziękuje Panu. – Draco dziwił się, jak łatwo przyszło mu wypowiedzieć to słowo. – Wiem, że nie musiał Pan mnie tu przyjmować, zwłaszcza, że ja…
- Zapomnijmy o przeszłości, chłopcze. – Artur przerwał Draco w pół zdania. – Nawet Ron zdaje się to rozumieć, więc i ty nie kłopotaj sobie tym myśli. Będziesz musiał zaangażować swój umysł w znaczniej istotniejsze sprawy – uśmiechnął się i wstał wyciągając do chłopaka dłoń. Draco ją uścisnął z wielką ulgą przyjmując te słowa.

Komentarze