Cisza i Ogień. Rozdział XIII


 Rozdział 13

0.1


Draco przemknął obok chatki Hagrida, otulając się szczelniej płaszczem. Śnieg zgrzytał mu pod butami, a oddech błyskawicznie zamieniał się w parę. Przeklinał Harryego za tak fatalny dobór rozrywek. Odkąd wrócili z Nory, Draco spędzał wieczory po za dormitorium ślizgonów, o ile nie miał akurat za dużo do nauki, albo nie zostawał zmuszony przez domowników do zostania. W zeszłym tygodniu Blease rozłożył szachy i nie chciał nawet słuchać o nauce, czy innych wymówkach Malfoya.  Z resztą Harry był zdania,  że takie „ucieczki” wzbudzą tylko niepotrzebne podejrzenia. Draco wiedział jednak, że wcale tak nie będzie. Nie przyznał się, że od początku roku większość wolnego czasu przesiadywał w Pokoju Życzeń i jego zniknięcia nie były niczym niecodziennym. W Slytherinie nic się nie zmieniło, ale Draco wolał nie narażać się na odkrycie. Przez pierwsze kilka dni, nieustanie wpadał w małe ataki paniki, kiedy ktoś zbyt długo mu się przyglądał. Zwłaszcza Zabini go niepokoił. Chłopak jeszcze przed świętami, patrzył na niego podejrzliwie, a teraz za każdym razem, kiedy mijali Harryego gdzieś w zamku, baczniej mu się przyglądał i rzucał niepotrzebne komentarze.  Przypuszczał, że Blease mógł podejrzewać, że coś ich łączy, nawet jeśli cała reszta zdawała się przyjmować już za normalność tą nagłą zgodę między nim, a Harrym. 
Dostrzegł Harryego stojącego pod olbrzymią sosną na skraju Zakazanego Lasu i przyśpieszył kroku. Było potwornie zimno i miał nadzieje, że chłopak nie zamierza zostawać na zewnątrz. Harry uśmiechnął się, kiedy go dostrzegł, ale nie uczynił żadnego kroku w stronę Draco, poczekał aż ten stanie obok niego.
- Dlaczego kazałeś mi tu przyjść w taki mróz? – Draco od razu się poskarżył, spoglądając na Harryego z pretensją i pociągając przy tym nosem.
- Byłem akurat u Hagrida. – Harry wzruszył ramionami i ruszył w stronę zamku.
- I uznałeś, że cudownym pomysłem będzie kazać mi tu przyjść, żeby zaraz po tym wrócić z powrotem do zamku? – Draco poczuł, jak wzbiera z nim irytacja.



Harry spojrzał na blondyna oceniając szybko, jak bardzo może się jeszcze z nim podroczyć zanim skończą tarzając się po śniegu. Draco pomimo irytacji zdawał się być raczej spokojny. Był taki od jakiegoś czasu. Harry przyjmował to z ulgą zwłaszcza, że pierwsze dni po świętach były mocno stresujące dla ich obojga.
- I tak ciągle tu przychodzisz, nie marudź. – Przypomniał, zamykając tym usta blondynowi. Draco spojrzał na niego z wyrzutem i wyrównał swój krok z Harrym.
- Hagrid widzi cię tu codziennie, chyba się martwi.
Draco zaśmiał się pod nosem.
- Nie śmiej się. – Skarcił go, ale sam się uśmiechnął na wspomnienie rozmowy z pół olbrzymem. – Zaprosił mnie na herbatę, żeby mi o tym powiedzieć. Chociaż w bardzo pokrętny sposób, jak to Hagrid.
- Nikt tu na mnie nie patrzy. - Draco przyznał po chwili milczenia. – I średnio mi się podoba, że on wie o moim ojcu. – Spojrzał na oddalającą się chatkę gajowego, dostrzegł poruszający się kształt przy oknie. – I jeszcze nas podgląda. – Skrzywił się nie ładnie.
Harry też spojrzał.
- Nie mam zamiaru znowu o tym gadać. – Burknął Harry, tym razem to on poczuł irytacje. Po mimo tego, co zaszło miedzy nimi, Malfoy wciąż był sobą. Czyli uprzedzonym draniem. Wszystko, co miało miejsce w życiu blondyna przez ostatnie miesiące zdawało się bardzo go zmienić, ale były takie rzeczy których ciężko było mu się wyzbyć. Harryego ciągle to wkurzało, co skutkowało niekończącymi się sprzeczkami, po których kończyli całując się zaciekle przez, co nigdy niczego nie wyjaśniali. 
Parsknął głośno i przyśpieszył nie zważając na ciężkie dyszenie Draco, który próbował dotrzymać mu kroku.
- Na cholerę kazałeś mi tu przyjść skoro teraz tak pędzisz?! – Wrzasnął blondyn, nagle się zatrzymując. Oparł dłonie o kolana i złapał w płuca więcej powietrza.
- Na Merlina, Malfoy! Żebyś nie włóczył się sam. Bo obiecałem tobie i wszystkim wokół, że ci pomogę? – Warknął nie zatrzymując się nawet na chwilę, będąc pewny, że zaraz i tak skończy przyciskając Draco do najbliższego muru. Był zmęczony i marzył żeby to się skończyło. Nie obrócił się aż do momentu dotarcia  do zamku. Draco nie było.
Do dormitorium wpadł wściekły. Spiorunował wzrokiem wszystkich zebranych i usiadł na kanapie przy kominku, obok Rona. Rudzielec zamknął trzymany podręcznik i warknął na domowników, który zaczęli coś między sobą szeptać i spoglądać na Harryego.  Pewnie byłaby to raczej przesadzona reakcja, gdy nie to,  że to już któryś raz z kolei, kiedy Harry wracał wyjątkowo zdenerwowany. W poniedziałek po zajęciach z OPCM, zaczęły pękać szyby, a nad łóżkiem Nevilla zgromadziła się chmura gradowa. W zeszła środę ogień w kominku nagle zrobił się nie do opanowania i tylko znajomość wszelakich zaklęć Hemiony uchroniła ich od pożaru.
- Stary, zaczynasz mnie przerażać. – Ron położył dłoń na ramieniu przyjaciela i westchnął. – Niedługo nas tu pozabijasz. – Zaśmiał się, ale Harry nie wydawał się rozbawiony. Spojrzał na niego z furią w oczach i zdjął dłoń Rona ze swojego ramienia.
- Dobra zostawię cię. – Ron podniósł ręce w geście obronnym i wstał z kanapy. – Będę w sypialni, jakbyś chciał jednak pogadać.
Harry odetchnął i schował twarz w dłonie. Trwał tak przez jakiś czas, dopóki nieznośny ból w skroniach nie zmusił go do pójścia do łóżka i szczelnego przykrycia się kołdrą.
*

Kiedy Draco wrócił w końcu do dormitorium, przywitał go ciekawski wzrok Zabiniego. Zignorował to jednak, przechodząc obok domowników, jakby w ogóle  ich nie było. W sypialni było pusto, ale i tak zasunął kotary wokół łóżka. Wszedł pod kołdrę i pozwolił, żeby drżenie ciała odebrało mu zdolność poruszania kończynami. Od świąt miał tak każdego wieczoru. Dusił się we własnym strachu i nawet nie starał się tego powstrzymywać. A jedyna osoba, która była wstanie coś z tym zrobić była gdzieś w wierzy Grifindoru, zapewne opowiadając przyjaciołom jakim jest ciężarem. Poświąteczna sielanka skończyła się i Harry teraz mniej chętnie spędzał z nim czas. Kiedy wrócili widywali się każdego wieczoru, głównie z potrzeby jaką wymuszała na nich klątwa. Potrzebowali swojej bliskości i Draco zaczęło się to podobać, chociaż przyznawał to niechętnie. Z biegiem tygodni ta potrzeba przestała być tak gwałtowna i wystarczał lekki kontakt fizyczny. Blondyn był tym lekko skołowany zwłaszcza, że zaklęcie mówiło o uzależnieniu sobą nawzajem, aż do przewidywanej śmierci. Przewrócił się na plecy i spojrzał w sufit. Nawet śmiertelny urok nie działał jak należy, kiedy chodziło o Pottera. Parsknął i zamknął oczy z zamiarem zaśnięcia.
         Nie miał pojęcia ile minęło czasu, ale coś nagle go obudziło. Najpierw gwar podniesionych głosów, a później głośne wtargnięcie do pokoju. Zerwał się i rozsunął kotary. Przy drzwiach stał rozwścieczony Ron Weasley, a za nim zaczęli wlewać się do pokoju ślizgoni, równie źli. Draco uznał, że należy szybko działać zanim wybuchnie tu awantura, jakiej jeszcze Hogward nie widział. Wstał z łóżka i złapał za szlafrok szybko się nim oplatając.
- Na Merlina, co ty wyprawiasz, Weasley? – zapytał pośpiesznie, zapominając o pogardliwym tonie, jakim zwykle okraszał nazwisko chłopaka. Złapał go za łokieć i pociągnął do wyjścia torując sobie drogę przez tłumek wygrażających gapiów.
- Piepszony Weasley, spadaj stad! – Wrzasnął ktoś z tłumu i Draco był prawie pewny, że była to Peansy. Wywlekł Rona z dormitorium i z rozmachem zatrzasnął za nim przejście. Zrobiło się cicho. Sapnął głośno i spojrzał na niespodziewanego gościa.
- Czyś ty postradał zmysły, żeby wpadać tu i włazić mi do sypialni?! – wrzasnął, chociaż wcale nie miał zamiaru być opryskliwy. Od świąt, cały ród Weaslyów przestał być dla niego jedynie obiektem drwin. Nie potrafił poradzić sobie z uczuciem wdzięczności, ale robił, co mógł żeby to jakoś okazać.
- Nie chcieli cię zawołać – burknął Ron, wyraźnie zirytowany. – Nie ważne, musimy iść. – Obrócił się na pięcie i zaczął stawiać ogromne kroki, po chwili oddalając się znaczne od blondyna. Draco spojrzał na swoje bose stopy i przeklął się za głupotę. Pobiegł za chłopakiem, doganiając go przy schodach na parter.
-Raczysz mi wyjaśnić cokolwiek, czy mam tak po prostu za tobą biegać po zamku? – Wrzasnął wściekle, porzucając jakikolwiek miły ton.
Ron obejrzał się na Malfoya nie przestając iść.
- Harry oszalał. – rzucił krótko i zaczął biec wspinając się po schodach. Malfoy poczuł nagle niepokojące uczucie z tyłu głowy, uzmysławiając sobie, że było z nim od kilku dni. Nie potrzebował więcej wyjaśnień, rozczochrany i boso przebiegł za Ronem aż do wieży Gryfindoru.

- Załóż Peleryne Harryego, lepiej żeby nikt nie widział, że cię tu przyprowadziłem. – Ron podał mu złożony materiał i poczekał, aż Draco całkowicie zniknie mu z oczu.
Malfoy był w dormitorium gryfonów po raz pierwszy i od razu zakręciło mu się z głowie od namiaru czerwieni. Ron zaprowadził go zakręconymi schodami aż pod drzwi sypialni, z której już słyszał, czemu się tu znalazł. Harry krzyczał, przeklinając. Kiedy weszli zobaczył, że leżał na ziemi skrępowany, a stojący nam nim Dean i Hermiona celowali z niego różdżkami. Draco zauważył też Seamusa i Nevilla, ale ci jedynie spoglądali na Harryego lekko oszołomieni.
- Możecie wyjść? – Ron spojrzał po zebranych.
- Chcesz zostać z nim sam? Zwariowałeś?! – Wrzasnął Dean, poprawiając palce na różdżce.
- Mam coś co mu pomoże, naprawdę musicie wyjść. – spojrzał na Hermione szukając poparcia.
- Neville, proszę. – zwróciła się do chłopaka. Longbottom najpierw otworzył usta, potem je zamknął, aż w końcu przytaknął i złapał Seamusa za rękę ciągnąc do wyjścia.
- Dean?
Chłopak spojrzał na Harryego, którego twarz była niemal tak czerwona, jak zasłony przy ich łóżkach.
- Będę zaraz za drzwiami. – Opuścił różdżkę i powoli wyszedł, nie spuszczając wzroku z Harryego.
Kiedy drzwi się zamknęły, Ron rzucił na nie zaklęcie wyciszające. Hermiona spojrzała po pokoju szukając Draco i odetchnęła z ulgą, kiedy zdjął z siebie Pelerynę.
- Już się bałam, że cię nie ma. – westchnęła i usiadła na najbliższym łóżku.
Draco nawet tego nie usłyszał, bo cała jego osoba była teraz skupiona na Harrym. Potter szamotał się w więzach i krzyczał bez słów. Jedna z lamp ściennych nagle wybuchła, a Hermiona pisnęła zaskoczona, zasłaniając dłońmi głowę.
- Uwolnijcie go ! – Draco krzyknął, zdając sobie sprawę, że nie zabrał swojej różdżki. -  No dalej! – Ponaglił, kiedy żadne ze zgromadzonych nic nie zrobiło. Hermiona szepnęła przeciwzaklęcie i sekundę później Harry łapał Draco za gardło przyciskając do ściany. Blondyn był tak wstrząśnięty, że przez pierwszą chwilę wpatrywał się jedynie we wściekłe zielone tęczówki, czując bolesny uścisk obierający mu oddech. Kiedy do jego uszu dotarł okrzyk przerażenia Hermiony, zorientował się, co się właściwie działo. Wyciągnął dłoń i przyłożył ją do policzka Harryego.
- H-Harry, przestań. – jęknął.
Ron złapał przyjaciela od tyłu i odciągnął go, szamocąc się z nim. Harry nagle się wycofał wkładając w to cała siłę i uderzył trzymającym go Ronem o kolumnę łóżka. Chłopak stracił na chwilę zdolność oddychania i rozluźnił uścisk. Draco zobaczył, że Harry ponownie się do niego zbliża.
- Petrificus Totalus! – Zaklęcie Hermiony uderzyło, chłopaka w plecy i w sekundzie zesztywniał . Draco niewiele myśląc złapał bezwładne ciało bruneta i objął go. Przygwożdżony ciężarem Harryego osunął się z nim na podłogę.
- Hej, już w porządku. – powiedział szybko, odgarniając ciemne kosmyki z twarzy chłopaka. – Już tu jestem. Wszystko jest w porządku. – Draco dostrzegł, jak oczy Harryego łagodnieją po chwili.
- Zdejmij zaklęcie. – Zwrócił się do Hermiony, ale ta wciąż stała z wyciągniętą różdżką i gapiła się w miejsce w które celowała. – Granger, zdejmij je! – Krzyknął. Hermiona zamrugała i spojrzała na Rona. Rudzielec siedział koło łóżka i oddychał ciężko, ale przytaknął lekko głową.
Tym razem Harry nie zrzucił się już na nikogo, a jedynie odetchnął głęboko i objął Draco, zamykając go w ciasnym uścisku.
Blondyn odczuł przez to taką ulgę, że łzy samowolnie wyciekły mu z oczu, złapał się Harryego bardziej zaciskając dłonie na jego ubraniach. Nie chciał żeby chłopak chociaż na chwilę rozluźnił uścisk. Walenie do drzwi jednak sprawiło, że musiał się odsunąć od Pottera. Harry spojrzał na przyjaciół.
Hermiona szlochała w ramię Rona.
- Nie rób tak więcej. – Rzucił Ron, wycieńczony.

Chwilkę trwało zanim Dean, Seamus i Neville dali się przekonać, że z Harrym już lepiej. Ron wygłosił cała tyradę o Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i jego mieszaniu w głowie Harryego i dopiero, kiedy sam poszkodowany wszystko potwierdził, pozwolili opuścić im pokój. Draco ukryty pod Poleryną wyszedł razem z nimi. Hermiona uparła się, że trzeba powiadomić o tym panią Pomfrey i ku zaskoczeniu reszty Draco uznał, że bardzo dobry pomysł. Przeszli więc zamek, a kiedy weszli do Sali, czekała na nich nie tylko pielęgniarka ale i Dumbledore. Dyrektor uśmiechnął się życzliwie, ale jego oczy błysnęły zaniepokojeniem. Draco zdjął z siebie Pelerynę i złapał za dłoń Harryego czując, że to jedyna myśl, jaka kołacze mu się po głowie.
- Panie Dyrektorze – zaczęła Hermiona, ale starzeć uciszył ją ruchem dłoni.
- Sytuacja jest mi już znana, panno Granger. – przeniósł spojrzenia na Harryego i wskazał mu najbliższe lóżko. – Usiądź, Harry. Wygląda na to, że musimy zmienić nieco nasze postępowanie.
Harry posłuszne wykonał polecenie, ciągnąc za sobą Draco. Blondyn nie rozłączył ich dłoni nawet na moment.
- Razem z Panią Pomfrey uważamy, że łącząca was więź domaga się skonsumowania. – Dyrektor usiadł beztrosko na łóżku naprzeciwko i sprawiał wrażenie, jakby mówił właśnie o zjadaniu cukierków. 
Ron pobladł nagle i rozejrzał się za jakąś drogą ucieczki, czując jak robi mu się gorąco. Nigdy, przenigdy nie chciał słuchać o czymkolwiek, co wiązało się z konsumowaniem więzi. Hermiona też nie wydawał się szczególne szczęśliwa, kiedy sens słów Dyrektora do niej dotarł.
Najbardziej zakłopotany poczuł się jednak Draco, nagle przypominając sobie noc w domu Weasleyów, kiedy Harry i on zamroczeni klątwą uprawiali sex. Poczuł, że jego twarz przybiera barwę pokoju wspólnego Gryfindoru. Odkąd wrócili do zamku, nic podobnego nie miało miejsca, a oboje zdawali się o tym zupełnie zapomnieć.
Harry wybełkotał coś pod nosem, ale żadne ze zgromadzonych nie było wstanie zrozumieć co właściwie powiedział.
- Na Merlina, Panie Potter – żachnęła się pielęgniarka, jak zwykle nie zrażona. – Ostatnim razem nie mieliście zahamowań do łamania reguł.  
Ron przybrał barwę swoich włosów.
- Wychodzę, nie muszę tego słuchać – Oznajmił naglę i wybiegł z pomieszczenia, a tuż za nim wyszła i Hermiona czując, że jeśli zostanie tu dłużej usłyszy wszystko ze szczegółami.
W sali szpitalnej zapadła cisza, którą przerwało wesołe nucenie Dumbledora. Dyrektor przeszedł się po pomieszczeniu i z zadowoleniem wyjął z kieszeni cukierka.
- Na czwartym piętrze, za raz obok łazienek znajdziecie pokój do waszego użytku. Przynajmniej na czas trwania klątwy. – Starzec wyjął z kieszeni jeszcze jeden przedmiot, ale tym razem był to klucz. Stary i mocno zniszczony. Podał go Draco.
- Niedługo mikstura odczyniająca będzie gotowa, ale do tego czasu było by rozsądnie, gdybyście trzymali się razem. – Pielęgniarka wydawała się nieco zła, spojrzał na szyję Draco i zmarszczyła brwi. – Myślałam, że jesteście świadomi działania klątwy.
- Tak, ale nie czułem potrzeby… – zaczął Harry, ale kobieta znowu mu przerwała.        – Złamaliście podstawową zasadę, a później zupełnie zignorowaliście potrzeby klątwy. Wasze decyzje zagroziły pańskim domownikom, Panie Potter.
- To tylko dzieci, Pomfrey. – łagodny ton głosu Dyrektora sprawił, że Harry był wstanie podnieść wzrok z podłogi, a Draco zaryzykował spojrzenie na pielęgniarkę. Kobieta przybrała kolor purpury, ale to był zapewne wynik złości nie wstydu.
- Co nie oznaczał, że należy im pobłażać. – żachnęła się oburzona. – Postarajcie się proszę, żeby klątwa realizowała się, tak jak powinna. To jedyne wasze zadanie, my zajmiemy się resztą. – Uspokoiła się nieco i obniżyła ton głosu. Chłopcy przytaknęli prawie w tym samym czasie.
Dyrektor mrugnął do nich i pożegnał się, tłumacząc się natłokiem spraw do załatwienia. Pielęgniarka pozbyła się jeszcze siniaka na szyi Draco i zostali wypuszczeni.

         Po wyjściu z sali szpitalnej oboje napotkali zmieszanie spojrzenia Rona i Hermiony. Stali po drugiej stronie korytarza nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Właśnie mówiłem, że ten Dumbledore zawsze wie, co się z tobą dzieje, ale całą robotę i tak zostawia nam. – zaśmiał się Ron, ale ewidentnie robił to na siłę. Harry też się uśmiechnął, ale w jego głowie kłębiły się teraz inne myśli. Puścił dłoń Draco i spojrzał na niego, obracając się całym ciałem w jego stronę. Ron jęknął i zaczął bełkotać do Hermiony, że nie ma pojęcia jak długo to jeszcze zniesie. Dziewczyna kopnęła go dyskretnie z goleń, uciszając.
- Idę wyjaśnić reszcie, całe to szaleństwo – Harry zwrócił się do Draco, zupełnie ignorując zachowanie Rona. – Może spotkamy się tam jutro po lekcjach?
Draco spojrzał na trzymany klucz i przytaknął, uciszając irracjonalny strach rosnący w piersi. Nie uważał, że to dobry pomysł oddalać się od Harryego, po tym, co miało miejsce w sypialni, ale z drugiej strony on też musiał wrócić i wyjaśnić dlaczego wyszedł z Ronem, boso i bez różdżki, w środku nocy.
Rozstali się przy schodach i Draco ruszył do lochów. Było mu potwornie zimno w stopy i dłonie, i był prawie pewien, że wróci do pani Pomfrey po eliksir pieprzowy jeszcze jutro. Przemknął obok klasy do eliksirów i nagle się zatrzymał, kiedy do jego uszu dotarły bardzo zaskakujące dźwięki. Rozejrzał się wokół. Korytarze były puste, a jedyne pomieszczenie w pobliżu to klasa Snape’a. Dźwięki zrobiły się nieco głośniejsze, a kiedy Draco podszedł pod drzwi był już pewny, co słyszy. Ktoś uprawiał sex w klasie. Merlinie, jaki wariat zakrada się do klasy Snape’a w takim celu? Draco nagle odzyskał humor, rozbawiony całą sytuacją. Nawet zamarzające stopy przestały mu dokuczać. Złapał za klamkę i najciszej, jak był w stanie odtworzył drzwi. W środku było ciemno, więc nie od razu zobaczył kogo przyłapał. Po chwili jego oczy wychwyciły szczegóły, takie jak czarnoskóry chłopak pieprzący od tyłu dziewczynę o długich rudych włosach. Szybko rozpoznał Zabiniego, a kiedy jego partnerka odgarnęła włosy zobaczył nikogo innego, jak Ginny Weasley. Z jego ust wymknęło się krótkie „oh” i uciekł stamtąd zanim Blease zdążył zauważyć, kto się im przygląda.
Z walącym sercem wpadł do dormitorium i pognał do sypialni, szalenie zadowolony z siebie, że miał okazje to zobaczyć. Teraz, kiedy Blease zacznie zadawać nie wygodne pytania, będzie miał kartę przetargową, a dodatkowo pozbędzie się Ginny i nie będzie musiał znosić jej zazdrosnych spojrzeń. Cały stres związany z Harry nagle uleciał i nim się zorientował już spał, zaskakująco spokojnie.

0.2    

Pokój na czwartym piętrze był mały, ale posiadał duże łóżko, dwa fotele i stoliczek stojący obok. Ściany pokrywała staroświecka tapeta, a na jednej wisiało spore lustro. Draco spojrzał na swoje odbicie, oceniając szybko wygląd. Od kiedy nie musiał już zamartwiać się nad swoim zadaniem, wyglądał zdecydowanie lepiej. Prawie tak dobrze, jak zawsze. Oglądając swoje odbicie, dostrzegł za plecami ukryte drzwi zupełnie stapiające się z tapetą. Popchnął je i odkrył mała łazienkę z wanną zajmującą jej zdecydowanie większą część. Nigdzie jednak nie widział kominka, zaskoczony tym faktem rozejrzał się jeszcze raz po sypialni. Nigdy nie spotkał się jeszcze z pokojem, w którym brakowało paleniska. Z drugiej jednak strony nie było potrzeby z niego korzystać i uniemożliwiało to zjawienie się tu kogokolwiek. Draco usiadł na łóżku i opadł na plecy rozkładając ręce po obu stronach. Wpatrywał się przez chwilę w brzydki sufit, biała farba łuszczyła się w kilku miejscach i po chwile zaczęło mu to niezwykle przeszkadzać. Odszukał swoją różdżkę i naprawił to szybkim zaklęciem. Zdążył jeszcze poprawić parę rzeczy zanim Harry raczył się zjawić. Draco posłał mu urażone spojrzenie, będąc pewnym, że musiał tu siedzieć już od dobrej godziny. Słońce za oknem rzucało złotą łunę na drewnianą podłogę.
- Miało być po lekcjach, a nie w porze kolacji – poskarżył się i usiadł dziarsko w fotelu, chcąc wyglądać na oburzonego. W rzeczywistości okropne się denerwował tym, co mieli tu robić.
- Zapomniałem o treningu quidditha. – Harry zdjął płaszcza i rzucił go na drugi fotel. Pod spotem miał pełen strój do latania. Złapał za sznurówki butów, kiedy Draco nagle poderwał się z siadu i wycofał dwa kroki pod ścianę.
- Czemu się rozbierasz? – zapytał nie ukrywając już zdenerwowania.
Harry spojrzał na chłopaka podejrzliwie, ale po chwili zrozumiał, jak teraz wyglądał. Wyprostował się, nagle czując fale dezorientującego leku od Draco.
- Nie rzucę się na ciebie – zapewnił, podnosząc dłonie do góry w geście obronnym. - Chciałem się wykąpać, bo zobaczyłem łazienkę.
 Draco poczuł jak jego twarz pokryła się czerwienią, a złote światło zza okna tylko podbiło szkarłat na policzkach. Widział to doskonale w lustrze na przeciwległej ścianie.
- To idź. – rzucił szybko, nie patrząc na Harryego. 
Potter uznał, że zrobiło się na tyle niezręcznie, że najlepiej będzie wyjść, więc zamknął się w łazience i od razu przekręcił kurek z ciepłą wodą. Wykąpał się i owinął ręcznikiem w pasie, zadając sobie sprawę, że nie ma nic innego niż szaty do quidditha. Resztę zostawił w swojej torbie na sypiali. Gorzej już chyba nie mogło być, tak przynajmniej uważał dopóki nie wszedł z powrotem do pokoju. Draco siedział na łóżku wciąż tak samo zarumieniony, jak przedtem. Poczuł od niego zaskakujące ciepło, które rozlało mu się do umyśle lekko otumaniając. Blondyn początkowo nie zwrócił uwagi na jego nagi tors, zdawał się w ogóle nie rejestrować jego powrotu. Dopiero chrząknięcie przywróciło uwagę Draco na właściwy tor. Jęknął nagle zaskoczony i Harry nie do końca wiedział, co było tego powodem. Nie miał też czasu nad zastanawianiem się, bo cała postać blondyna wydała mu się nagle niezwykle kusząca.
- Czym się tak do cholery stresujesz? – zapytał nieco zbyt głośno, sam zaskakując się swoim tonem głosu.
- Nie stresuje się! – żachnął się Draco, ale mina Harryego dała mu do zrozumienia, że bardzo kiepsko kłamie. Poddał się i westchnął. – Skąd wiedziałeś, co robić… no… wtedy ? – wydukał, czując się wyjątkowo głupio.
- Nie mam pojęcia, klątwa mną kierowała. Nawet tego dokładnie nie pamiętam. – Harry uznał, że brzmi pewniej, niż faktycznie się czuł. Odchrząknął. – Ale, wiesz, jak nie chciałem cię… dzisiaj… – urwał widząc minę Draco. Blondyn spojrzał na niego z paniką, którą zaraz potem poczuł. Chociaż tracił już rachubę, co do tego, które emocje były jego, a które Malfoya.

Draco wstał z łóżka i ruszył w kierunku łazienki, nie udało mu się jednak tam trafić, bo Harry złapał go za przedramię i przyciągnął do siebie. Powinien przewidzieć, że zbliżenie się do chłopaka wywoła taką reakcje, ale przestał o tym myśleć, kiedy poczuł gorący oddech na swoich ustach.
- Teraz to już chyba się nie powstrzymam. – jęknął Harry, zapominając o zdrowym rozsądku. Pocałował Draco i objął go w tali. Gorąco, jakie biło od blondyna zmusiło go do pogłębienia pocałunku i przyciągnięcia go, jak blisko tylko mógł. Usłyszał znajomy trzask, kiedy ich ciała przylgnęły do siebie. Słodkie podniecenie spłynęło po jego ciele i wtedy odkrył, że Draco bardzo intensywnie napiera na jego udo. Mruknął zaskoczony. Blondyn nawet na to nie zareagował, pochłonięty intensywnością doznań płynących z pocałunku. Zaplątał dłonie w ciemne włosy Harryego i poczuł przebiegający po kręgosłupie dreszcz. Zapragnął, żeby dłonie chłopaka dotknęły jego nagiej skóry. Zdjął pośpiesznie swoją szatę, a tak opadła wprost pod ich nogi. Harry zareagował prawie natychmiast, włożył dłonie pod koszulę Draco i nachalnie przesunął dłońmi po plecach. Poczuł ekscytacje, która wydostała się z jego ciała w postaci krótkiego westchnienia. Wymusił na blondynie przejście aż do łóżka i wciąż całując położył go na materacu. Mógł teraz rozpiąć koszulę i nieśpiesznie wodzić dłonią to nagim torsie. Skóra Draco była miękka, niesamowicie blada i nienaznaczona nawet drobnym pieprzykiem. Harry przestał całować i zawisł nad chłopakiem. Zachodzące słońce przebarwiło jego jasne włosy na złote, a szare oczy, wypełnione pożądaniem, mieniły się intensywniej niż zwykle. Draco wyciągnął dłonie i zaplótł je na karku Harryego, przyciągając go z powrotem do pocałunku. Musnął wargi Pottera, po czym zahaczył zębami o dolną. Harry poddał się temu łagodnemu dotykowi i przez chwilę pozwolił, żeby blondyn całował go we własnym tempie. Przesunął dłoń na kroczę chłopaka, czując pod palcami wybrzuszenie. Draco westchnął i przestał całować zatrzymując spojrzenie ja twarzy Harryego, czekał. Harry widział rodzące się przyzwolenie w oczach blondyna. Nie wiedząc właściwie, co robi rozpiął rozporek Draco i włożył dłoń pod materiał bielizny. Nagle poczuł, że to wszystko już się wydarzyło i z zaskakująco pewnością przeszedł do pieszczot. Draco złapał w płuca więcej powietrza wyraźnie zaskoczony reakcja swojego ciała, a chwilę później z przymkniętymi powiekami oddawał się przyjemności. Harry sapnął i nagle przestał, kiedy blondyn był pewny, że już niewiele dzieli go od słodkiego spełnienia. Mimowolnie jęknął z rozczarowaniem i otworzył oczy. Harry oddychał szybko i wpatrywał się w niego intensywnie. Zieleń jego oczu była teraz szafirowa i przysłonięta mgła pożądania.
- Co się… - zaczął Draco, ale Potter przerwał mu w pół zdania pocałunkiem. Całował agresywniej niż chwilę temu, oddychając szybko i urywanie. Draco rozpoznał tą nagła zmianę, otworzył oczy i odsunął twarz chłopaka kładąc dłonie po obu jej stronach. Od razu zobaczył rozszerzone źrenice i dzikie spojrzenie, które dawało znać, że Harry stracił kontrolę i teraz to klątwa nim kierowała. Zaskoczony swoją jasnością umysłu wymusił na brunecie zmianę pozycji. Teraz to Harry leżał. Draco usiadł na nim okrakiem i nachylił się do pocałunku. Potter od razu złapał jego wargi, brutalnie wplatając dłoń we włosy przyciągnął go bliżej i poruszył biodrami. Draco poczuł na pośladku podniecenie Harryego. Serce zabiło mu szybciej, o ile to w ogóle było możliwe, a po ciele przeszedł mu dreszcz przyjemnie spływający do krocza. Mimowolnie poruszył się napierając na męskość kochanka. Dla Harryego było to za dużo, złapał go w pasie i ponownie przewrócił na plecy od razu szarpiąc za spodnie i płynnym ruchem zdejmując je z blondyna. Draco poczuł kolejną falę zatrzymującą się w podbrzuszu, tym razem zabierająca mu oddech na kilka sekund. Harry zdjął ręcznik wciąż spoczywający na jego biodrach i nawilżył swoje dwa palce w ustach. Złapał Draco pod kolanami i położył się miedzy jego nogami.
Blondyn zapomniał, co to jest jasność umysłu, cała jego uwaga skupiała się na płonącym ciele i rozpaczliwiej potrzebie, żeby Harry jak najszybciej znalazł się w nim. Znajdując się ponownie blisko jego ust przywarł do nich i zacisnął dłoń we włosach, drugą ręką błądząc po plecach. Kiedy place Pottera wdarły się do jego ciała poruszył pośpiesznie biodrami. Nie czuł nic po za, dotykiem Harryego na nagiej skórze. Szumiało mu w uszach od podniecenia i był prawie pewny, że nie widzi już wyraźnie, twarz kochanka rozmywała się, a mruganie tylko pogarszało ten stan.
- Już, - wysapał. – proszę.
Harry pośpiesznie znalazł dla siebie dogodniejszą pozycje i wszedł w Draco w całości. Chłopak jęknął głośno i wygiął się wpijając paznokcie w skórę na jego plecach. Potter tego nie poczuł, w zamian prawie tracąc przytomność od tego, co działo się z jego ciałem. Jakby kumulowana rozkosz, nagle rozlała się po każdej komórce. Oddychając ciężko oparł się na Draco i pozwolił, żeby jego zmysły wróciły na swoje miejsce. Słyszał urywany oddech blondyna przy swoim uchu, ale nie umiał zebrać myśli na tyle żeby zapytać, czy wszystko w porządku. Miał wrażenie, że gdyby spróbował, z jego ust wydobył by się tylko niezrozumiały bełkot. Kiedy udało mu się w końcu odzyskać kontrolę na ciałem, oparł się na dłoniach i poruszył, sprawiając, że Draco odchylił głowę i jęknął głośno. Teraz kiedy go już widział, nie potrafił przestać patrzeć. Blondyn miał zamknięte oczy, ale twarz wyrażała tyle, że to zupełnie wystarczało. Niedługo później oboje obrali wspólne tempo, oddychając prawie w tym samym momencie.
Draco otworzył oczy i spojrzał na Harryego, odkrywając, że chłopak cały czas na niego patrzy, a jego oczy były tak pociemniałe, że prawie czarne. On sam ledwie mógł oddychać, czując, że jego ciało nie ma już miejsca na więcej tego, co dawał mu Harry przy każdym ruchu. Nie powstrzymując się jęczał i wzdychał, dając upust temu, co narastało w podbrzuszu. Objął Harryego mocniej nogami i wypchnął biodra nadział się mocniej na chłopaka, niemal od razu odebrało mu oddech, a przed oczami zafalowały kolorowe zawijasy. Zacisnął dłonie na pościeli i doszedł, prawie krzycząc.
Harry poczuł, jak Draco zaciska się wokół niego i sapnął przeciągle ponownie tracąc zmysły, kiedy orgazm rozlał się po jego umyśle. Nie miał pojęcia, co się z nim działo, a kiedy odzyskał zdolność widzenia zdał sobie sprawę, że leży obok Draco.

Trudno stwierdzić ile czasu minęło zanim udało im się zapanować nad oddechem, ale pokój wypełnił się półmrokiem. Harry spojrzał na Draco i dostrzegł szare tęczówki. Chłopak patrzył na niego, a po ustach błąkał mu się uśmiech. Największe wrażenie, jednak zrobiły na nim oczy blondyna. Nigdy przedtem nie wiedział, tak ciepłego spojrzenia u Draco. Przyciągnął go do siebie i zamknął w uścisku, całując w czubek głowy. Draco wtulił się w niego i odetchnął głośno, stając się nagle bardzo bezwładny. Harry też się tak czuł. Głowę miał bez cienia złej myśli, a ciało tak lekkie, że był pewny, że mógłby się unieść w powietrzu gdyby tylko chciał.

- Może się położymy? – zaproponował Harry, czując senność. Milczeli do dłuższego czasu, wtuleni w siebie. Draco mruknął, coś niewyraźnie i sprawiając wrażenie raczej zaspanego podniósł się na tyle by mógł wśliznąć się pod kołdrę i ponownie odnalazł ciepło ramion Harryego. Otoczony kołdrą i uściskiem bruneta od razu ponownie zamknął oczy i zasną. Harry słuchaj jeszcze przez chwile równego oddechu blondyna, aż sam zatonął we śnie.

***

Harry obudził się nagle i od razu poczuł przytłaczający lęk. Coś się stało, nie czuł już ciepła ciała Draco. Zerwał się z pościeli i rozejrzał. Świtało i słońce wpadało do pokoju bladą łuną oświetlając łóżko, spojrzał na miejsce Draco i serce mu zamarło. Pościel była nasądzona krwią. Okropne szkarłatne plamy zajmowały prawie połowę materaca. Ścisnęło go w żołądku. Zerwał się z łóżka i pognał do łazienki. Draco siedział na posadzce, a wokół niego wszędzie roztaczał się krew. Trzymał się za prawą rękę i szlochał urywanie, wyraźnie cierpiąc. Harryego prawie zemdliło, kiedy podszedł bliżej. Cała ręką blondyna pokryta była rozszarpanymi ranami, do tego stopnia, że ciężko było dostrzec choćby skrawek skóry. Draco dostrzegł kątem oka Harryego i spojrzał na niego błagalnie.
- Pomóż mi. – zaszlochał, ledwie biorąc oddech. Twarz miał zalaną łzami, a włosy pobrudzone krwią i poprzylepiane do czoła.
Harry rozejrzał się gorączkowo po łazience. Złapał za biały ręcznik, złożony na półce nad wanną i ostrożnie owinął nim pokaleczoną rękę.
- Chodź. – Drżącymi rękoma pomógł Draco wstać i przeprowadził go do pokoju. Chłopak ledwie trzymał się na nogach. Harry podniósł zmiętą szaty ślizgona i okrył go nią. Sam pośpiesznie wygrzebał z torby spodnie i założył je nie zważając czy zrobił to dobrze. Nie tracąc czasu złapał Draco pod kolana i wyniósł z pokoju.
Droga do skrzydła szpitalnego jeszcze nigdy nie wydawała się tak długa. Zbiegał ze schodów, prawie nie patrząc pod nogi i cudem udało mu się ominąć fałszywe stropie.
- Pomocy! – wrzasnął, kiedy kopniakiem otworzył drzwi do szpitala. Czuł, że ręcznik zdążył już przemoknąć i teraz krewa Draco odbijała się na jego nagiej skórze. Chłopak był tak blady, że Harry nie miał pewności czy w ogóle oddycha. Położył go na najbliższym łóżku i krzyknął ponownie. – Pomocy!

Pani Pomfrey wybiegła zza drzwi swojego kantorka w piżamie i rozczochranych włosach. Rozejrzała się po Sali i nagle westchnęła przerażona, przykładając dłoń do ust.
Złapał pośpiesznie za koszyk stojący przy drzwiach do kantorka i podbiegła do Draco. Odwinęła nasączony krwią ręcznik i zatoczyła się do tyłu.
- Potter, zafiukaj po Dyrektora! – Krzyknęła i odkorkowała jednak z butelek z koszyka. Cała jej zawartość wylała na rękę Draco. Chłopak krzyknął niema od razu zaciskając zdrową dłoń na pościeli. Harry nie potrafił się ruszyć z miejsca, nogi miał jak z waty. Mógł jedynie patrzeć na cierpienie Draco i czuć je gdzieś z tyłu głowy.
- Potter!
Kobieta krzyknęła ponownie, ale zanim to dotarło do Harryego w Sali pojawił się Dumbledore. Nie wyglądał jakby właśnie się obudził, szybko ocenił sytuacje i przebiegł wprost do Draco celująco w niego różdżką. Z ust Dyrektora wydobyły się słowa, których Harry nigdy wcześniej nie słyszał. Język musiał odpowiadać temu, który był wyryty na ręce Draco i, który spowodował to wszystko. Z różdżki Dyrektora wydobyła się srebrna łuna i słynęła wprost na zakrwawione ramię. Rany zaczęły się sklepiać, ale z oporem. Dumbledore zaczął recytować głośniej, a łuna się powiększyła i objęła ciaśniej rękę Draco, aż w końcu zniknęła wtapiając się w skórę. Krew przestała się sączyć, a na miejsce ran pojawiły się symbole, niepokojąco wyraźne. Draco zemdlał. Harry zrobił to zaraz po nim.

                  
                              ***
         Draco obudził się, ale nie miał siły podnieść powiek. Słyszał wokół siebie głosy i dźwięki codziennej krzątaniny. Tuż przy swoim boku, czuł ciepło innego ciała i był prawie pewny, że to Harry. Świadomość tego gdzie był, spływała do niego powoli. Poruszył lewą ręką, odkrywając, że już nie czuje bólu, a jedynie nieprzyjemne odrętwienie. Poruszył się i od razu odczuł, że ktoś na niego patrzył. Zmusił się do otwarcia powiek. W sali szpitalnej było słonecznie, musiało dochodzić południe. Zamrugał i przetarł oczy. To zatroskane oczy Harryego na niego patrzyły. Siedział przy nim, trzymając na kolanach jakąś książkę.
- W końcu się obudziłeś. – zagadnął i odłożył lekturę na stolik przy łóżku. – Byłeś nieprzytomny ponad dobę.
Draco wciąż oszołomiony podniósł się do siadu i spojrzał na swoją rękę. Wcześniej wyblakły wzór znowu był wyraźny i jarzył się czerwienią. Niekontrolowany dreszcz zawładnął jego ciałem, kiedy doszło do niego, co to oznacza. Harry zamknął go w uścisku i uspokajająco zaczął gładzić po plecach.
- Nic ci nie zrobi, nie pozwolę na to. – wyszeptał do Draco. – Dumbledore powstrzymał klątwę na twojej ręce, nie będzie mógł już tego powtórzyć.
- Przyjdzie tu. – wybełkotał Draco w koszulę Harryego.
- I niczego tym nie osiągnie. Obiecuje ci.

Komentarze

  1. hej!
    kiedyś natknęłam się na Twojego bloga, czytając go ostatnio od nowa, zauważyłam, że nawet skomentowałam. To teraz tez dodam parę słów od siebie, za pozwoleniem :)
    Pomysł na historię - rewelacja, jestem pod wrażeniem! Akcja jest wartka, ale mimo to widzimy zmiany w zachowaniu i sposobie myślenia postaci. Przeokropnie mnie denerwuje Ginny, ale ona spod pióra Rowling też mnie strasznie irytowała.
    Uwielbiam czytać tego bloga, tylko jedna rzecz wadzi: gramatyka. Podtrzymuję to, co kiedyś napisałam: jeśli chcesz betę, możesz na mnie liczyć :) W ramach sprawdzianu mogę poprawić poprzednie rozdziały :)

    Z niecierpliwością będę wyczekiwać następnego rozdziału. Zdwórka, weny i wolnego czasu!
    Tyśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie super liczę że pojawią się kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz